Dziennik z Wyprawy

Rozmowy dotyczące Księstwa Skytji - lenna
Awatar użytkownika
Torkan Ingawaar
Posty: 1648
Rejestracja: 1 gru 2014, 19:01
NIM: 156339
Lokalizacja: Sangajokk
Kontakt:

Dziennik z Wyprawy

Post autor: Torkan Ingawaar »

Letnia Ekspedycja po Archipelagu Skytyjskim

Dzień 1

Już prawie miesiąc na pełnym morzu. Od wielu tygodni obserwuję ten sam krajobraz. Gdzie nie spojrzeć błękit oceanu, który na linii horyzontu zlewał się z błękitem nieba, co sprawiało wrażenie, że okręt zawieszony jest w nicości. Nieustanną ciszę czasem zakłóca jedynie łagodne kołysanie się pokładu. Ponieważ nasza ekspedycja przypadała na początek arktycznego lata temperatura powietrza utrzymywała się na poziomie kilku stopni Celsjusza powyżej zera. Praktycznie bezchmurne niebo połączone z lekkim, ciepłym wiatrem powodowało, że pogoda była nadzwyczaj przyjemna. Coraz częstsze odgłosy przybrzeżnych ptaków dobiegające z oddali napawały mnie przekonaniem, że jesteśmy blisko celu naszego rejsu.

Nie trzeba było długo czekać, aby moje przypuszczenia się sprawdziły. Po kilku godzinach moim oczom ukazały się zarysy ostrych jak brzytwa, wystających z wody skał. Kiedy podpłynęliśmy bliżej mogliśmy zaobserwować tysiące mewich gniazd na porośniętej mchem i kilkoma kępami lichej trawy powierzchni kamiennych form, które dumnie witały wszystkich szalonych, ale i ciekawych świata podróżników, którzy mieli w sobie na tyle głupoty i odwagi, aby zapuścić się tak daleko na północ. To właśnie w tym rejonie znajdowały się najdziksze i najsłabiej zbadane lądy mikroświata.

Ponieważ ta naturalna, skalna bariera rozciągała się na szerokość kilkudziesięciu kilometrów, a wiatr coraz bardziej się wzmagał, a słońce znajdowało się coraz niżej nie mogliśmy sobie pozwolić na poszukiwanie innej, bezpieczniejszej drogi. Postanowiliśmy wpłynąć prosto w paszczę lwa...

Kilkugodzinne lawirowanie między przybrzeżnymi skałami napawało mnie przerażeniem, a kilka razy podczas omijania kolejnych kamiennych iglic, w trakcie którego wiele razy burta statku znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od ich powierzchni serce podchodziło mi naprawdę pod samo gardło. Mimo ogromnego ryzyka jakie podjęliśmy, z racji faktu, że nasz sternik miał za sobą wiele lat służby w Marynarce Królewskiej, udało nam się pokonać wszystkie przeszkody. Wpłynęliśmy do niewielkiej, przybrzeżnej zatoki, gdzie łańcuch skał chronił przed wiatrem całkowicie gładką taflę wody.

Spuścić szalupy! - zawołał kapitan.

Dwie, drewniane łodzie z częścią załogi i wyposażeniem ekspedycji zostały na skrzypiących i trzeszczących linach spuszczone na wody zatoki, powodując przy tym dość sporą falę, która przybierając postać coraz szerszego kręgu, który zniknął w końcu kilkanaście metrów od nas. Linia brzegowa była dość urozmaicona. W przeważającej większości była to szeroka, kamienista plaża, lecz w kilku miejscach przybierała postać wysokich, skalnych klifów.

Gdy po kilkunastu minutach intensywnego wiosłowania dotarliśmy do brzegu na plaży znaleźliśmy fragmenty glinianych naczyń i pozostałości tymczasowych, drewnianych konstrukcji co świadczyło o wcześniejszej obecności człowieka w tym miejscu. Jednak z racji tego, że słońce zniknęło już za linią horyzontu, a na niebie zaczęły pojawiać się pierwsze gwiazdy postanowiliśmy odłożyć eksplorację najbliższej okolicy na dzień następny i po wyładowaniu wszystkiego z łodzi oraz rozbiciu namiotów położyliśmy się spać.
Obrazek
(–) Torkan Ingawaar (ᑐᕐᑳᓐ ᐃᖓᕚᕐ)
Obrazek
Awatar użytkownika
Torkan Ingawaar
Posty: 1648
Rejestracja: 1 gru 2014, 19:01
NIM: 156339
Lokalizacja: Sangajokk
Kontakt:

Re: Dziennik z Wyprawy

Post autor: Torkan Ingawaar »

Dzień 2
Noc była spokojna. Podejrzanie spokojna. Gdy po wybudzeniu się ze snu i ubraniu się wyszedłem z namiotu uderzył mnie strumień mroźnego, arktycznego powietrza. Wyrastające ze skalnych szczelin kępy zieleni były równomiernie pokryte błyszczącymi się w słońcu tysiącami maleńkich kryształków lodu. Woda w zatoce nie była już tak spokojna jak wczoraj. Wysokie fale z hukiem uderzały o linię brzegową. Po plaży krzątało się kilka osób z załogi. Najwyraźniej wszyscy już wstali. Parę metrów ode mnie kilu mężczyzn mocowało się z wiekiem jakiejś starej drewnianej skrzyni. Gdy spojrzałem pytająco na jednego z nich ten przestał kopać i zbliżył się do mnie.

- Znaleźliśmy ją dzisiaj rano między tamtymi skałami – powiedział wskazując ręką na stertę kamieni na przeciwległym krańcu plaży.
- Może to jakieś skarby ukryte tu przed setkami lat przez siejących niegdyś postrach na morzach i oceanach teutońskich piratów? - pomyślałem.

Niemalże w tym samym momencie usłyszałem przeraźliwe skrzypienie zardzewiałych zawiasów i zobaczyłem otwartą skrzynię pełną... starannie ułożonych, pięknie zapakowanych cygar. Na wewnętrznej stronie wieka widniał pięknie wygrawerowany złotymi literami napis:
[quote]„Sir Siergiuszowi de la Slav, Księciu Surmali, szlachcicowi Królestwa Dreamlandu. Najlepsze, ręcznie wyrabiane cygara, z ciepłego i słonecznego Barisasu. Kolekcja wykonana na zamówienie z najlepszej jakości roślin.”[/quote]
No tak. Zamiłowanie Siergiusza do baridajskich wyrobów tytoniowych jest powszechnie znane od dawna. Do dziś trwają spekulacje, czy to właśnie było główną przyczyną jego emigracji do Rzeczypospolitej Sarmackiej. Prawdziwe zrządzenie losu sprawiło, że naszą wyprawę rozpoczęliśmy dokładnie w tym samym miejscu, w którym Książę Siergiusz Asketil i Książę Morfeusz Lucjusz Tyler wyruszali na swoją ekspedycję ponad dwa lata temu.

Podniosłem z piachu wykonaną ze szlachetnego gatunku drewna skrzynię i poczęstowałem jej zawartością towarzyszy podróży. Następnie, razem z pozostałymi cygarami, zamknąłem ją, owinąłem warstwą tkaniny i włożyłem z powrotem między skały.
- Zabierzemy ją w drodze powrotnej – rzekłem do zdziwionych moim zachowaniem członków załogi.
- Oby Wanda świecki dał nam powrócić żywymi... - wymamrotał sternik pod nosem.

Po kilku następnych godzinach przygotowań do forsownej wędrówki wyruszyliśmy z plaży przy zatoce i ruszyliśmy na północ, w kierunku miejsca, gdzie według zachowanych map, znajdowało się miasto Järpen. Gdy upuściliśmy strefę przybrzeżnych wydm naszym oczom ukazał się wspaniały widok na okolicę. Była to kraina łagodnych wzniesień z ubogą roślinnością z przewagą mchów i arktycznych gatunków traw. Gdzieniegdzie widać było wijące się dolinami strumyki, niewielkie jeziorka, a także wapienne ostańce i głazy narzutowe pozostawione tu tysiące lat temu przez lodowiec. W oddali, na horyzoncie malują się zarysy wysokich gór z ośnieżonymi szczytami. To za tymi górami powinno znajdować się miasto i, miejmy nadzieję, jacyś ludzie.

Wiatr się zmagał, a co najgorsze wiał frontem do nas, przez co znacznie utrudniał nam przemieszczanie się do przodu. Ten fakt w połączeniu z kilkoma stromymi podejściami sprawiał, że po pięciu godzinach marszy objuczeni całym wyposażeniem dosłownie padaliśmy z nóg. Zatrzymaliśmy się na krótki odpoczynek przy płynącym w kamienistym rowie strumieniu. Po śladach na skale i lądowych gatunków krzewach wyrastających z dna wywnioskowałem, że woda płynie tędy jedynie okresowo. Jedynie latem śnieg z okolicznych terenów topnieje i płynie tędy w kierunku większej rzeczy lub bezpośrednio do oceanu.

Ponieważ ból w nogach i w kręgosłupie już powoli ustawał postanowiłem przespacerować się kawałek brzegiem strumienia. Ostrożnie stąpałem po drobnych kamyczkach, uważając, abym nie poślizgnął się i nie zmoczył ubrania w dość, zapewne, zimnej wodzie. Gdy razem z nurtem strumienia pokonałem kolejny zakręt aż otworzyłem usta ze zdumienia. Moim oczom ukazał się niewielki, drewniany domek „wciśnięty, pod skalny nawis. Ostrożnie zbliżyłem się do drzwi i zacisnąłem klamkę. O dziwo, drzwi się otworzyły bez trudu hałasując tylko nieco z racji nienaoliwionych zawiasów.

Wnętrze było stosunkowo jasne. Światło wlewało się do głównej izby kwadratowym oknem, przez zabrudzoną szybę. W jednym rogu znajdowała się stara, pusta dębowa szafa z otwartymi na oścież drzwiczkami. Przy oknie znajdował się drewniany stół z dwoma krzesłami. Przy przeciwległej ścianie stało łóżko. Wszystkie meble były pokryte dość grupą warstwą kurzu, a w miejscach, gdzie ściany łączyły się z sufitem pająki wybudzone z zimowej hibernacji z zapałem tkały swe srebrne sieci.

W pewnym momencie usłyszałem stukanie dobiegające ze strychu. Nasłuchiwałem tego dźwięku i skrzypienia stropowych desek, i zdałem sobie sprawę, że to mogą być kroki... Ludzkie kroki! Ale jeśli to człowiek, to czemu nie wyszedł mi na powitanie? Przecież z pewnością słyszał, jak wchodzę. Czy aby na pewno ma dobre zamiary? W tej chwili moje ciało przeszył dreszcz. Odruchowo zanurzyłem dłoń w kieszeni kurtki i wyciągnąłem z niej scyzoryk. Rozłożyłem go i zacząłem powoli i ostrożnie skradać się w kierunku drabiny prowadzącej na poddasze. Gdy wspiąłem się na nią dźwięki ucichły. Nadal trzymając w jednej ręce scyzoryk drugą sięgnąłem uchwytu klapy i podniosłem ją. I w tym momencie tuż nad moją głową przeleciał z rozpostartymi skrzydłami, wielki, śnieżnobiały ptak! Serce zakołatało i mi w piersi i ledwo utrzymałem się na drabinie. Tymczasem mieszkaniec strychu szybko czmychnął otwartymi drzwiami i i widziałem jedynie przez okno, jak wzbija się w powietrze. Miałem już dosyć niespodzianek, jakie może mi jeszcze przynieść to miejsce. Zszedłem z drabiny i prędko opuściłem domek i wróciłem do odpoczywających nad brzegiem strumienia członków ekspedycji. Po krótkim zdaniu relacji i zapakowaniu na siebie ekwipunku ruszyliśmy w dalszą wędrówkę na północ.[/i]
Obrazek
(–) Torkan Ingawaar (ᑐᕐᑳᓐ ᐃᖓᕚᕐ)
Obrazek
Awatar użytkownika
Marcin Mikołaj
król-senior
Posty: 1302
Rejestracja: 29 gru 2011, 14:52
Numer GG: 6042777
NIM: 906544
Lokalizacja: Domena Królewska - Ekorre; Zjednoczone Księstwo - Książęce Miasto Buuren
Kontakt:

Re: Dziennik z Wyprawy

Post autor: Marcin Mikołaj »

Bardzo, bardzo ciekawie opisuje Pan wyprawę. W przedstawionym tekście jest coś co zachęca do dalszego czytania, jest przede wszystkim przyjemny dla oka, nie męczy, czyta się dobrze:)

Powyższa relacja przypomina mi stare opowiadanie z listy dyskusyjnej gdzie mieszkańcy włączali się pisząc kolejne linijki opowiadania - całość wyszła świetnie :)

Czekam na relację z kolejnych dni wyprawy:)

(-) Marcin Mikołaj, R.
Awatar użytkownika
Pavel Svoboda
król-senior
Posty: 1139
Rejestracja: 13 wrz 2010, 15:02
Numer GG: 1935862
NIM: 509280
Kontakt:

Re: Dziennik z Wyprawy

Post autor: Pavel Svoboda »

Już od tygodnia żadnych nowy relacji. Chyba musimy założyć, że kolegę Sukcesa zeżarły niedźwiedzie polarne :(

Trzeba będzie wysłać ekspedycję ratunkową... po te cygara! :P
(-) Pavel Svoboda, r.s.
Awatar użytkownika
RomanoPorfavor
Posty: 3638
Rejestracja: 21 lut 2013, 16:31
NIM:
Kontakt:

Re: Dziennik z Wyprawy

Post autor: RomanoPorfavor »

Myślę po prostu, że Sukces spotkał niedźwiedzie, zabalował z nimi i teraz będą odsypiać do wiosny...
/-/ ppłk bryg. kontr. Benedictus Juan Maximiliano Romano de Malagretta y Pigafieta da Cano del Porfavor
vel Prezerwatyw Tradycja Radziecki (MW) vel Mubarak Zprzcz (ŚKW)
Awatar użytkownika
Torkan Ingawaar
Posty: 1648
Rejestracja: 1 gru 2014, 19:01
NIM: 156339
Lokalizacja: Sangajokk
Kontakt:

Re: Dziennik z Wyprawy

Post autor: Torkan Ingawaar »

Kolegę Sukces zjadł real (wakacje i te sprawy) może jeszcze w lipcu coś napiszę . :)
(–) Torkan Ingawaar (ᑐᕐᑳᓐ ᐃᖓᕚᕐ)
Obrazek
Awatar użytkownika
Torkan Ingawaar
Posty: 1648
Rejestracja: 1 gru 2014, 19:01
NIM: 156339
Lokalizacja: Sangajokk
Kontakt:

Re: Dziennik z Wyprawy

Post autor: Torkan Ingawaar »

Dzień 3


Idziemy. Dochodzi południe, a my od samego rana w drodze. Noc była chłodna, a podczas snu zgasło nam ognisko, więc rano obudziliśmy się z kończynami zdrętwiałymi z zimna. W nocy spadł śnieg, który zdążył już stopnieć od promieni letniego, skytyjskiego słońca, więc brodzimy po kostki w grząskim błocie. Nie wiem, ile mil już przeszliśmy, ale znajdujemy się coraz bliżej celu. Kontury znajdujących się przed nami gór stawały coraz wyraźniejsze. Widać już było białe, śnieżne czapy na ich szczytach. Z pewnością niebawem będzie nas czekała ciężka wspinaczka po oblodzonych, skalnych rumowiskach.

W pewnym momencie na prost nas ujrzeliśmy przed sobą jakąś bezwładną kupę futra leżącą na trawie. Gdy się zbliżyliśmy zobaczyliśmy okazała poroże oraz płynącą po ziemi strugę brunatnoczerwonej krwi.

- To martwy jeleń! - krzyknął ktoś z załogi.

Gdy wypowiadał te słowa, nagle, nie wiadomo skąd zagrodziła nam drogę wataha wściekłych, wygłodniałych, szarych wilków. Ich jaskrawe jak płomień pochodni oczy uważnie śledziły każdy nasz ruch. Obnażone, białe i ostre jak żyletki kły były insygniami ich władzy nad tą krainą. Wilki ustawiły się w bojowym szyku, pięć osobników na wprost nas, a po dwóch na flankach. Zaczęły powoli zbliżać się do nas zamykając pułapkę. Ostrożnie odsunęliśmy się odstępując im martwe zwierze. Ale to nie jeleń był ich celem.

Wilki to z natury dość płochliwe zwierzęta, raczej stroniące od człowieka, nie wchodzące mu w drogę. Jednak nie tutaj. Ta sroga i uboga w pożywienie kraina wymusiła na swoich mieszkańcach wykształcenie zupełnie nowych i niespotykanych nigdzie indziej zachowań i reakcji. Akurat te wilki nie wiedziały, ile chudych dni mają przed sobą, więc nie mogły przepuścić okazji zdobycia tak obfitego posiłku. Gdy już prawie całkowicie nas otoczyły przestały iść do przodu. Naprężyły ciała i ugięły tylne łapy, jakby przygotowywały się do skoku. Cofnęły się lekko, aby wziąć rozbieg, z ich pysków wydobywało się głośnie warczenie.

Nachyliły nieco łby i na tylnych łapach wybiły się w powietrze. Ledwo udało nam się cofnąć. Odwróciliśmy się, zrzuciliśmy wszystkie obciążające nas bagaże i pędem rzuciliśmy się do ucieczki. Nie mieliśmy jednak złudzeń. Nijak nie mogliśmy się równać z zawodowymi drapieżnikami, które bez większego wysiłków mogą biec nieprzerwanie przez kilkadziesiąt mil. Poruszaliśmy się już ostatkiem sił i coraz trudniej było nam złapać oddech, a dystans między nami a watahą niebezpiecznie malał. Ich głośnie szczekanie dobiegające tuż zza naszych pleców jasno dawało nam do zrozumienia, że jeszcze nie zgubiliśmy pościgu. Nasze kończyny zdawały się ważyć coraz więcej, a nieba zaczął lać deszcz. Na domiar złego przed nami rozciągała się ściana skalnego urwiska. Zostaliśmy przyparci do muru,. Dosłownie.

Dobiegliśmy do skały. Wilki zwolniły kroku wiedząc, ze i tak już im nie uciekniemy. Otoczyły nas i w okamgnieniu ponownie skoczyły na nas z szeroko rozwartymi paszczami. Próbowałem bronić się odpychając zwierzęta wszystkimi kończynami. Na próżno.

- Dajcie mi strzelbę! - rozkazałem.

Do moich rąk powędrowała piękna broń z metalową, starannie wypolerowaną lufą osadzoną w polakierowanym drewnie. Naładowałem ją i próbowałem wystrzelić. Na próżno. Spróbowałem ponownie, jednak wciąż bez efektu.

- Cholera! - wrzasnąłem – Spust się zaciął!

Ze wściekłością rzuciłem strzelbę na ziemię i nadal broniłem się własnym ciałem. Ale wiedziałem, że to wszystko na próżno, pozostało mi jedynie odliczać minuty do swojej śmierci. Modliłem się jedynie do Świeckiego Wandy o śmierć szybką i możliwie najmniej bolesną. Oczyma wyobraźni widziałem już swoje leżące bezwładnie działo rozszarpywane przez watahę. Wszystko dookoła pogrążyło się w bitewnym chaosie.

Wilki cofnęły się i ponownie ustawiły się w kręg kilka metrów aby zadać stateczny cios. Największy z nich stanął na środku i ruszył na na nas. Jego wściekłe ślepia pozostawały w bezruchu i wciąż były zawieszone na jednym punkcie, mimo że całe ciało było w ruchu. Gdy nabierałem do płuc powietrza, aby wydobyć ostatnie tchnienie i zamykałem powieki, aby ostatnim widzianym w życiu obrazem nie była otwarta, pełna ostrych zębów wilcza paszcza nagle rozległ się z nieba potężny grzmot, a w ziemię uderzył strumień jaskrawego, jasnoniebieskiego światła. Zamknąłem oczy z przerażenia. Myślałem, że to koniec. Ale koniec jednak nie nadszedł. Gdy po kilku sekundach otworzyłem je zobaczyłem, że wilk, który przed chwilą pędził na mnie leżał teraz na ziemi, pewnie nieżywy. W powietrzu unosił się swąd spalonego ciała. Pozostałe zwierzęta wyraźnie przerażone wycofały się i zaczęły uciekać, aby po chwili zniknął w oddali.

- Tutejsze bóstwa są nam przychylne – powiedziałem komentując dwydarzenia sprzed kilku chwili..

W tym samym momencie usłyszałem ciche pojękiwanie. Sternik leżał na ziemi, a z jego otwartej rany na nodze płynął obfity strumień krwi.


Obrazek
(–) Torkan Ingawaar (ᑐᕐᑳᓐ ᐃᖓᕚᕐ)
Obrazek
Awatar użytkownika
Torkan Ingawaar
Posty: 1648
Rejestracja: 1 gru 2014, 19:01
NIM: 156339
Lokalizacja: Sangajokk
Kontakt:

Re: Dziennik z Wyprawy

Post autor: Torkan Ingawaar »

Marcin I Mikołaj pisze:Bardzo, bardzo ciekawie opisuje Pan wyprawę. W przedstawionym tekście jest coś co zachęca do dalszego czytania, jest przede wszystkim przyjemny dla oka, nie męczy, czyta się dobrze:)

Powyższa relacja przypomina mi stare opowiadanie z listy dyskusyjnej gdzie mieszkańcy włączali się pisząc kolejne linijki opowiadania - całość wyszła świetnie :)

Czekam na relację z kolejnych dni wyprawy:)

(-) Marcin Mikołaj, R.
Dziękuję. :)
A może podrzuciłby towarzysz link do wątku z LDKD dotyczący wyżej wspomnianego opowiadania?
Byłbym bardzo wdzięczny.
(–) Torkan Ingawaar (ᑐᕐᑳᓐ ᐃᖓᕚᕐ)
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Skytja”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości