Do Dreamopolis przybył olbrzymi stary kliper niczym z XIX wieku. Władze w porcie próbowały wywołać go radiowo, ale widać takowego nie posiadał. Wzięli więc lunetę i zobaczyli... flagi sygnałowe. Coś, czego nikt już nie używa i co znają jedynie zaprawieni marynarze. Wzięli jednego, który mógł odczytać co tam im przybysz chce pokazać wywieszonymi flagami. Od razu rzuciła mu się w oczy biało czerwona flaga Hotel. Znaczyła ona tyle, że przybysz am na statku pilota, osobę odpowiedzialną za bezpieczne przeprowadzenie statku przez przybrzeżne zdradliwe mielizny. Następnie można było zauważyć całą jaskrawożółtą flagę Quebec, znaczącą tyle co "Pasażerowie statku są zdrowi, proszę o prawo do cumowania". Władze portu nieco zmieszane za pomocą alfabetu Morse'a udzieliły pozwolenia i statek zacumował.

Wysiadł z niego nieco dziwnie ubrany dżentelmen wraz z paroosobową załogą. Przedstawił się jako Bolesław domu Kirianóo i mówił, że chciałby pozwiedzać ten piękny kraj. Pomimo tego, że jak zapewniał, miał przyjazne zamiary, straż graniczna znalazła małą zdobioną broń.

-
To dla pewności -
wyjaśnił Bolesław -
podobno jest tu dużo półmartwych zombie, które czyhają na aktywnych mikronautów 