Dzięki uprzejmości Jego Magnificencji Rektora mam przyjemność wygłosić do studentów mikrozofii tutejszego instytutu wykład w przedmiocie rozwoju informatycznego i zmierzchu systemów informatycznych w toku rozwoju mikroświata.
Urodziłem się w mikroświecie w 2007 roku. W polskim internecie to był czas grona, nie tak dawno przecież modny był epuls (ktoś jeszcze pamięta te dwa portale?), żeby założyć konto w Gmailu trzeba było mieć zaproszenie, zaś najpopularniejszym łączem internetowym była Neostrada. Autor tego wykładu miał i tak dużo szczęścia, bo korzystał z łącza stałego w ramach przedsiębiorstwa, które swoją siedzibę miało w suterenie kamienicy przy Aleja Trzech Wieszczy w Krakowie. Łącze było takie, że wszyscy mieli ten sam numer IP, co w przypadku bana dla jednej osoby na jakimś forum oznaczało, że całkiem spore osiedle w Krakowie solidarnie, niczym trzej muszkieterowie jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, dostawało bana.
Dość paradoksalnie w tych czasach rozwój informatyczny mikroświata stał na dość wysokim poziomie. Istniały systemy gospodarcze takie jak Syriusz w Sarmacji, Cintra w Wandystanie, Pluskwiak powstający dla Baridasu. Dość powiedzieć, że Scholandia popadła w tym czasie w zależność od tzw. technokratów, którzy nadawali ton i decydowali prawie niczym demiurg o czymś być albo nie być. Nawet kraje, które nazywaliśmy wówczas jojonacjami miały ambicje posiadać własny bank, który był dystrybuowany pocztą pantoflową pomiędzy mikronautami. W tamtych czasach każdy, nawet kacyk z jakiejś Banana Republic of miał swój serwer, choćby i bezpłatny, na którym samodzielnie stawiał forum. Jakże to różne od tego, co jest dzisiaj!
To był okres, gdy w mikroświecie uparcie walczono z określeniem gra, zaś nazwanie mikronacji grą było co najmniej znaczącym faux pas w gronie mikronautów. Czym przecież jest gra? Gra to forma rozrywki, polegająca na podejmowaniu czynności zgodnie z ustalonymi regułami. Czy mikronacje to też nie rozrywka, która ma ustalone reguły, nazywane przez nas prawem? Co prawda sami te zasady wymyślamy i modyfikujemy, ale czy naprawdę dużym uszczerbkiem dla gry w karty będzie zmiana jej reguł? Wszak celem jest rozrywka, a nie zaś bezmyślne przestrzeganie reguł. Nadto samo postponowanie różnych klikaczy i klikadeł przez niezainteresowanych życiem politycznym jest co najmniej osobliwe. Ostatecznie największy strumień mieszkańców skierowanych zresztą do Sarmacji to skutek artykułu jednego z Sarmatów w jednym z kolorowych magazynów. O ile zapewne większość z nich nie wyszła z roli klikaczy o tyle niektórzy z nich dołączyli do sarmackiego życia politycznego.
Co jednak uległo zmianie? Cóż, świat poszedł naprzód. Tak jak kiedyś produkowano syreny tudzież inne maluchy, tak dzisiaj produkuje się auta dalece bardziej złożone. Syrenę czy malucha można było naprawić młotkiem i śrubokrętem. Specyficzne odgłosy wydawane przez pracujący silnik nawet laikowi sugerowały, iż samochód ten nie jest raczej szczytem myśli inżynieryjnych. Jednakże, czy jeżeli wszyscy dookoła jeżdżą maluchami i syrenami, to czy my sami klepiąc w garażu własny pojazd będziemy dużo gorsi? W sytuacji niedoboru indywidualnych środków transportu każdy pomysł się liczy i może znaleźć entuzjastów. Jednak czy dzisiaj samodzielne składanie samochodu przyciągnęłoby kogokolwiek poza pasjonatami? Szczerze w to wątpię.
Wydaje się, iż, używając modnego ostatnio określenia, peron nam odjechał. Niestety nie poczuliśmy przy tym pociągu. Trudno jednak, byśmy w sytuacji nagłego przyśpieszenia i profesjonalizacji informatyki użytkowej byli w stanie dotrzymać kroku komercyjnemu internetowi. Nie ma w tym jednak nic złego. Wszak, celem jest rozrywka, a nie egzaltowanie się perfekcyjnie dopieszczonym kodem i rozpływanie się nad estetyką strony internetowej.
Urodziłem się w mikroświecie w 2007 roku. W polskim internecie to był czas grona, nie tak dawno przecież modny był epuls (ktoś jeszcze pamięta te dwa portale?), żeby założyć konto w Gmailu trzeba było mieć zaproszenie, zaś najpopularniejszym łączem internetowym była Neostrada. Autor tego wykładu miał i tak dużo szczęścia, bo korzystał z łącza stałego w ramach przedsiębiorstwa, które swoją siedzibę miało w suterenie kamienicy przy Aleja Trzech Wieszczy w Krakowie. Łącze było takie, że wszyscy mieli ten sam numer IP, co w przypadku bana dla jednej osoby na jakimś forum oznaczało, że całkiem spore osiedle w Krakowie solidarnie, niczym trzej muszkieterowie jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, dostawało bana.
Dość paradoksalnie w tych czasach rozwój informatyczny mikroświata stał na dość wysokim poziomie. Istniały systemy gospodarcze takie jak Syriusz w Sarmacji, Cintra w Wandystanie, Pluskwiak powstający dla Baridasu. Dość powiedzieć, że Scholandia popadła w tym czasie w zależność od tzw. technokratów, którzy nadawali ton i decydowali prawie niczym demiurg o czymś być albo nie być. Nawet kraje, które nazywaliśmy wówczas jojonacjami miały ambicje posiadać własny bank, który był dystrybuowany pocztą pantoflową pomiędzy mikronautami. W tamtych czasach każdy, nawet kacyk z jakiejś Banana Republic of miał swój serwer, choćby i bezpłatny, na którym samodzielnie stawiał forum. Jakże to różne od tego, co jest dzisiaj!
To był okres, gdy w mikroświecie uparcie walczono z określeniem gra, zaś nazwanie mikronacji grą było co najmniej znaczącym faux pas w gronie mikronautów. Czym przecież jest gra? Gra to forma rozrywki, polegająca na podejmowaniu czynności zgodnie z ustalonymi regułami. Czy mikronacje to też nie rozrywka, która ma ustalone reguły, nazywane przez nas prawem? Co prawda sami te zasady wymyślamy i modyfikujemy, ale czy naprawdę dużym uszczerbkiem dla gry w karty będzie zmiana jej reguł? Wszak celem jest rozrywka, a nie zaś bezmyślne przestrzeganie reguł. Nadto samo postponowanie różnych klikaczy i klikadeł przez niezainteresowanych życiem politycznym jest co najmniej osobliwe. Ostatecznie największy strumień mieszkańców skierowanych zresztą do Sarmacji to skutek artykułu jednego z Sarmatów w jednym z kolorowych magazynów. O ile zapewne większość z nich nie wyszła z roli klikaczy o tyle niektórzy z nich dołączyli do sarmackiego życia politycznego.
Co jednak uległo zmianie? Cóż, świat poszedł naprzód. Tak jak kiedyś produkowano syreny tudzież inne maluchy, tak dzisiaj produkuje się auta dalece bardziej złożone. Syrenę czy malucha można było naprawić młotkiem i śrubokrętem. Specyficzne odgłosy wydawane przez pracujący silnik nawet laikowi sugerowały, iż samochód ten nie jest raczej szczytem myśli inżynieryjnych. Jednakże, czy jeżeli wszyscy dookoła jeżdżą maluchami i syrenami, to czy my sami klepiąc w garażu własny pojazd będziemy dużo gorsi? W sytuacji niedoboru indywidualnych środków transportu każdy pomysł się liczy i może znaleźć entuzjastów. Jednak czy dzisiaj samodzielne składanie samochodu przyciągnęłoby kogokolwiek poza pasjonatami? Szczerze w to wątpię.
Wydaje się, iż, używając modnego ostatnio określenia, peron nam odjechał. Niestety nie poczuliśmy przy tym pociągu. Trudno jednak, byśmy w sytuacji nagłego przyśpieszenia i profesjonalizacji informatyki użytkowej byli w stanie dotrzymać kroku komercyjnemu internetowi. Nie ma w tym jednak nic złego. Wszak, celem jest rozrywka, a nie egzaltowanie się perfekcyjnie dopieszczonym kodem i rozpływanie się nad estetyką strony internetowej.