Chciałbym polecić dziś Państwa uwadze mój luźniejszy artykuł, początkowo skierowany do czytelnika winkulijskiego, ale w związku z tym, że osoba, która miała składać numer od dawna olewa sprawę, red. nacz. von Hohenburg poradził mi zrobić z niego lepszy użytek. Postanowiłem nie nanosić żadnych poprawek i wstawić go tak, jak napisałem.
Tradycyjnie zapraszam do dyskusji, zarówno o moim artykule, jak i o McMelkorze.Mikronauta patrzy na mikroświat, czyli przypadek Simona McMelkora
Erik i Mateusz zaproponowali, bym zadebiutował w Voog Winkuliersdeg. Temat? Luźne przemyślenia o Winkulii i mikroświecie. Znowu mam pluć żółcią na trolli i Sarmatów? Komuś chce się jeszcze to czytać? Tego nie wiem, ale mi na chwilę obecną nie chce się już tego pisać. Więc, wcale nie cofając życzenia, by ostateczny, nordacki śmiech rozległ się nad ruinami płonącego imperium sarmackiego, w tym artykule zajmę się czymś innym. A konkretnie, innym mikronautą patrzącym na mikroświat, Simonem McMelkorem. To nieaktywny od dłuższego czasu, ale bardzo ciekawy przedstawiciel dreamlandzkiego kręgu kulturowego. Intelektualista, naukowiec. Myślę, że śmiało można powiedzieć, że mikrozof z czasów sprzed powstania tego terminu. Rozmawiałem już z królem Maciejem II o upamiętnieniu jego postaci. Dlaczego Dreamland powinien go uhonorować – sprawa jest jasna. A dlaczego mi, nordackiemu patriocie, na tym zależy? Doszedłem do wniosku, że nordacka nauka i nordacka myśl polityczna powinny oprzeć się między innym na dziedzictwie starodreamlandzkim. Dreamland był twórcą i prekursorem Starego Mikroświata, my tworzymy od podstaw Nowy Mikroświat. Pozostańmy ze sobą w dialogu, pomimo lat, a czasem dekad, dzielących nas od siebie.
Weźmy na tapetę artykuł naukowy, opublikowany w legendarnym czasopiśmie „Nowe Średniowiecze”. Jego tytuł brzmi: „Tożsamość i Utopia. Ruch mikronacyjny oczami antropologa”. Ładnie. Mikrozoficznie. Artykuł napisany został w 2012 roku, więc w zarysie historycznym jakoby z dumą wspomina się tam o Organizacji Polskich Mikronacji i Stowarzyszeniu Polskich Mikronacji. Też działałem wówczas w mikroświecie, choć z dala od świata nauki, poważnej prasy i Dreamlandu. OPM z tego okresu pamiętam co najwyżej z tego, że Powstanie Marcowe nie uzyskało wsparcia tej organizacji. Teraz się nie dziwię, wtedy byliśmy oburzeni. Mniej więcej wtedy na OPM, z innych powodów, oburzony był Vilander, czyli późniejszy Zanik. Ale do rzeczy, do rzeczy…
McMelkor krytykuje wyjaśnianie fenomenu mikronacji poprzez teorię kompensacji, czyli, mówiąc w skrócie, odbijanie sobie realnych niepowodzeń w Mikroświecie. I słusznie, ale kilka linijek niżej już sugeruje, że w przypadku yoyonacji, rzeczywiście tak jest. Wyraźnie rozróżnia yoyonacje od „pełnoprawnych mikronacji głównego nurtu”. Trochę słabe, jak na naukowca, który gdzie indziej nazywa się mianem „etnopluralisty”. Jakimś wybitnym specjalistą od etnosocjologii nie jestem, ale raczej etnopluralizm nie polega na podziale społeczności na lepsze (lepiej rozwinięte, pełnoprawne) i gorsze. Pojawiają się nawet postulaty, że aby zrozumieć dany etnos, trzeba do niego wejść. Czy taka próba została podjęta? Nic mi o tym nie wiadomo.
Ale bądźmy łagodni, McMelkor już kawałek dalej pisze bardzo ważne, i jakże aktualne słowa, iż „Fakt dalszego, mimo zauważalnego kryzysu demograficznego, funkcjonowania mikronacji sugeruje, że formuła rozrywki nigdy nie była ich najważniejszą rolą, warunkującą istnienie i stanowiącą jego przyczynę. Zatem konieczne wydaje się znalezienie innej odpowiedzi na pytanie o powód i cel, jakie stawia nam istnienie mikronacji”. Przeczytajcie to zdanie jeszcze raz, drugi, trzeci i zastanówcie się, co może ono oznaczać. Prawda, że mamy do czynienia z intrygującym myślicielem?
W artykule pojawia się kilka ciekawych terminów, niektórych dotąd nie znałem. Czy wiedzieliście, że Marc Auge wprowadził do antropologii termin „nie-miejsc”, które mają być charakterystycznymi dla hipernowoczesności, anonimowymi przestrzeniami, pozbawionymi tożsamości i przeciwstawnymi do „miejsc antropologicznych”? McMelkor idzie dalej i określa mikronacje mianem miejsc pomiędzy nie-miejscami. Mikronacje stanowią więc projekcję ludzkiej tęsknoty za miejscami antropologicznymi. Coś w tym niewątpliwie jest, że mikronacje wyróżniają się spośród innych miejsc w Internecie. Raczej nie gra się w gry latami w zbliżonym składzie (nieznanym realnie), ani nie siedzi na innych forach przez 10, 15, 20 lat.
A więc szukamy identyfikacji? Celem mikroświata jest walka z samotnością? Czy mikronauci wyalienowani ze świata realnego, poszukują nowej tożsamości? McMelkor sugeruje, że tworzymy „nowoplemiona” – „zbiorowości ludzi często odległych przestrzennie o potrzebie budowania tożsamości i więzi społecznych o charakterze organicznym”.
Jesteście gotowi na kolejną odważną tezę? Mikroświat jest platońskim światem idei. Nie tak dawno pisałem, że mikroświat może równie dobrze, jak real, odwzorowywać platoński świat idei. Ale żeby nim był? Nie uważam, żeby tak było. McMelkor odrzuca umowny charakter mikroświata, pisząc „zbudowanie domu nie jest zbudowaniem domu, ale informacją o jego zbudowaniu”. Może i w przypadku budowy domu tak jest, ale nie można stworzyć w mikroświecie wszystkiego, czego się chce. Można wszystko napisać, ale można też zostać wyśmianym i przywołanym do porządku, w ostateczności wyrzuconym ze społeczności (jeśli na przykład ogłoszę się królem w państwie, które pełnoprawnego króla już ma).
No i jedziemy dalej, mikronacje są też Utopią – miejscem do urzeczywistnienia marzeń o państwie doskonałym. Widziałem naprawdę wiele mikronacji, w kilku działałem, poznałem wiele osób działających w jeszcze innych państwach. I żadne nie było doskonałe. Bo człowiek wszędzie jest człowiekiem.
Nie zabrakło też Evoli. Nie, żebym go nie cenił, bo musicie wiedzieć, że na McMelkora spadły gromy za to, że powołał się na tak kontrowersyjnego myśliciela. Faszyzm, wszędzie faszyzm – chciałoby się powiedzieć. Ale o ile lewacki strach przed Evolą jest (tragi)komiczny, to już mówienie o arystokracji ducha w przypadku mikroświata – trochę też. W każdym razie ja nigdzie tych arystokratów duchowych nie widziałem. Widziałem wspaniałych, pasjonarnych przywódców (którzy jednak w pewnym momencie się wypalali, każdy jeden). Widziałem obrzydliwe zielone stoliki. Widziałem rozszalały motłoch. Widziałem też fajne grupach fajnych ludzi tworzących fajne państwo (dopóki atmosfera się nie popsuła). Ale rządów arystokracji ducha – dotąd nie widziałem. Może to kwestia pokoleniowa, McMelkor zaczynał działalność wiele lat przede mną.
Podsumowaniem artykuły są słowa Bierdiajewa: „odżywają dawne, surowe i wspólnotowe formy życia i powraca prymat sił duchowych nad materialnymi”. Bardzo poetycko. Cały artykuł jest bardzo poetycki, podoba mi się. Jest też mocno erudycyjny, można wiele się dowiedzieć o ciekawych koncepcjach, można nauczyć się kilku mądrych słów. Ale czy wyjaśnia fenomen mikroświata? Wyjaśnia to, jak na mikronacje patrzał McMelkor i może jeszcze kilka innych osób. A więc jest cenny. Ale niektóre tezy sprawiają, że artykuł ten jest swego rodzaju bajaniem, z resztą niezwykle interesującym./-/ AS.
A teraz, drogie dzieci, skoro poznałyście już trochę McMelkora, zachęcam do czytania jego artykułów. I innych z jego epoki. Fajnie jest pisać, ale czasem warto też poczytać coś starego. Zwłaszcza, jeśli jest to ponadczasowe.