Autor: Andrzej Płatonowicz Ordyński
Mikroświat bijąc kolejne rekordy nieaktywności przyjąć musi prawdę o nieskuteczności marketingu naszych projektów. Nie potrafimy się promować, nie potrafimy zatrzymywać przy sobie tych, którzy przypadkowo do nas trafili i nie jesteśmy w stanie przez dłuższy czas utrzymać zainteresowania i motywacji tych, którzy postanowili dołączyć do zabawy. Przyczyny analizowano wielokrotnie i z różnych perspektyw. Zestawienie tych analiz byłoby bardzo wartościowe z punktu widzenia studiów nad mentalnością, ale w tym mini-wykładzie pozwolę sobie pominąć wymienianie dotychczas wskazywanych powodów zapaści.
Dziś rozważyć chciałbym, czy nasze projekty nie straciły dużo na zaprzestaniu traktowania ich w kategorii marki luksusowej. Gdy pojawiłem się w mikroświecie w 2010 r. ścieżka kariery w Sarmacji była dość czasochłonna – osiąganie kolejnych stanowisk i tytułów trwało sporo czasu, co sprzyjało budowaniu ich prestiżu. Również w innych mikronacjach, nawet niewielkich i nieszczególnie aktywnych, stanowiska, ani nawet obywatelstwa nie były rozdawane na życzenie zainteresowanego. Wyjątek stanowiły tzw. yoyonacje, ale nikt nie uznawał ich za pełnoprawne mikronacje – dziś takich oporów nie ma chociażby Instytut Statystyk Międzynarodowych, który dodaje wszystkich jak leci, symbolicznie zrównując państwa prezentujące jakiś poziom z tymi, które prezentują tylko krindż. Dawniej, by jakieś państwo zostało uznane za mikronację musiało ono spełniać pewne wymagania, co sprawiało, że samo słowo „mikronacja” brzmiało nieco bardziej dumnie niż obecnie.
W pewnym momencie większość państw wirtualnych postanowiła otworzyć bramy na oścież i wpuszczać wszystkich – obywatelstwo, tytuły i stanowiska stały się prawem, nie towarem. Znudzone makaki w błyskawicznym tempie mogły zostać prezydentem Bialenii lub kanclerzem Sarmacji, co często oznaczało dla nich przejście gry i przejście na przedwczesną emeryturę. Wysuwano logiczne z pozoru argumenty – środowisko mikronacyjne nie jest elitarne i tylko takie udaje; nie należy marnować potencjału młodych i ambitnych mikronautów, warto dawać im wysokie stanowiska, bo w innym wypadku się zniechęcą i odejdą; wygrają te państwa, które wykorzystają potencjał nowego pokolenia, zamiast zamykać się w gronie weteranów i arystokratów.
Argumenty te były logiczne tylko pozornie – „elitarność” i prestiż zawsze są kwestią umowną, wynikającą z właściwego kreowania swojego wizerunku. Gdy tytuły i urzędy, a nawet trony zaczęły być rozdawane bez zastanowienia, nawet jeśli wcześniej miały pewną wartość w oczach ludzi działających bardziej lub mniej aktywnie w mikroświecie, całkowicie ją straciły. Najczęściej bezpowrotnie, bo jak budować na nowo prestiż „produktu”, który przez kilka lat rozdawany był wszystkim chętnym?
Podobnie jak znaczenie utraciły wszelkie tytuły, dewaluacji uległo i samo pojęcie „mikronacji”. Od paru lat najstarsze, niegdyś posiadające prestiż państwa traktują jak równy równych twory, które 10 lat temu mogłyby liczyć jedynie na szyderstwa. Tym sposobem liczba królów, cesarzy i książąt (i to nie „seniorów”, lecz aktualnie panujących), często tworów dwu-, trzyosobowych, osiągnęła liczbę niebotyczną. Nie trzeba nawet posiadać swojego forum, by być królem mikronacji, wystarczy otrzymany w ramach unii dział. Nie trzeba też posiadać własnych obywateli.
Zastanówmy się nad ośmioma cechami (8P), jakie zgodnie z teorią marketingu powinny mieć marki luksusowe.
1. Performance (skuteczność), w skład którego wchodzi poziom produktu i poziom doświadczeń/emocji.
Przede wszystkim musimy ustalić, co jest naszym produktem. Nie chcemy wszak sprzedać komuś mikronacji na własność, lecz zachęcić go, by swoim czasem i zaangażowaniem zapłacił za określone – nazwijmy zbiorczo – tytuły. „Obywatel państwa X”, „Minister państwa X”, „Hrabia państwa X”. Jeżeli produkty te są tylko zwykłymi słowami, które można sobie wstawić w podpis, są mało atrakcyjne, i jak dowiodłem we wcześniejszym akapicie, każdy obecnie może zostać „królem państwa Y” – i to państwa uznanego międzynarodowo.
Jeżeli nasz tytuł hrabiowski znaczyć ma więcej od tytułu królewskiego sąsiedniej yoyonacji, musimy zadbać o odpowiedni poziom produktu i poziom doświadczeń. Przede wszystkim odpowiedni poziom estetyczny muszą posiadać systemy informatyczne naszego państwa. Po drugie, jeśli nasz tytuł wiązać się będzie ze starannie zaprojektowanym herbem szlacheckim, motywacja do jego uzyskania będzie większa. Jeśli do tego nasze hrabstwo będzie mogło zostać „instytucją” w systemie informatycznym – będzie to atrakcyjny „bajer”. W przypadku urzędów i stanowisk atrakcję stanowić mogą eleganckie druki urzędowe, czy ładnie zaprojektowany dział na forum.
2. Pedegree (rodowód, dziedzictwo)
Prestiż mikronacji budować można w oparciu o dziedzictwo. Ten element akurat był wykorzystywany całkiem nieźle (być może w nim tkwiła zaskakująco długa żywotność Dreamlandu), choć powierzchownie - niewiele mikronacji dbało o spisywanie swojej historii w sposób atrakcyjny i możliwy do wykorzystania w budowaniu wizerunku i tożsamości atrakcyjnej dla odbiorcy promocji i nowego mikronauty.
3. Paucity (ograniczenie dostępu)
Element dobrze wykorzystywany w dawnym mikroświecie, od pewnego czasu mocno zaniedbany. Brak ograniczeń dostępu do stanowisk i tytułów tłumaczony jest spadkiem liczby ludności w myśl hasła "wszystkie ręce na pokład". Wysuwający ten argument zapominają, że mikroświat w swoich początkach też startować musiał w niewielkiego pułapu demograficznego, a pomimo tego władcy Dreamlandu, Sarmacji i Scholandii potrafili stworzyć atrakcyjną dla obywateli drabinkę awansów społecznych.
4. Persona (osobowość marki)
Umiejętność budowy osobowości marki konkretnej mikronacji sprowadza się do umiejętnego przedstawienia jej narracyjnego klimatu przy użyciu odpowiednich technik graficznych i werbalnych.
5. Public figure (osoba publiczna) – ambasador marki.
W naszym kontekście różnie można rozumieć ten element - ja bym stawiał na odpowiednie wykorzystanie osoby przywódcy państwa, którego wizerunek powinien harmonijnie łączyć się z wizerunkiem państwa. Oczywiście jest to znacznie trudniejsze w przypadku państw demokratycznych w których głowy państwa często się zmieniają, a łatwiejsze w państwach, gdzie jeden monarcha panuje przez kilka lat.
6. Placement
Nasze "miejsce pośród nie-miejsc" to przede wszystkim strona internetowa oraz forum, które powinny mieć klimatycznych charakter i sprawiać, że przybysz zapragnie u nas zostać. To kolejny już punkt, którego nie zrealizuje się bez zdolnego i dyspozycyjnego informatyka oraz grafika - tak naprawdę bez nich nie ma sensu prowadzić jakiegokolwiek marketingu, bo wszystkie nasze działania skazane będą na niepowodzenie.
7. Public relations
Nasze relacje z innymi mikronacjami i być może z innymi projektami internetowymi. Nasza obecność na facebooku i w innych mediach społecznościowych. Kontakt z pojawiającymi się na naszych forach gośćmi. Relacje pomiędzy władzą i mieszkańcami. Wszyscy z którymi utrzymujemy kontakt powinni odnosić wrażenie, że jesteśmy poważnym projektem i warto z nami współpracować, a w najlepszym razie do nas dołączyć.
8. Pricing (pozycjonowanie cenowe)
W mikroświecie utarło się, że kont premium nie sprzedajemy i jest to generalnie słuszne założenie. Inna obowiązuje u nas waluta - jest nią czas i zaangażowanie. Awanse w hierarchii powinny wiązać się z określonym wkładem w rozwój państwa. Tytuły naukowe przyznawane w uznaniu ogólnych zasług, a nie na podstawie wartościowej dysertacji, tytuły szlacheckie nadawane za pisanie kilku postów w miesiącu i rozdawanie stanowisk "na zachętę" - to główne grzechy przeciwko tej zasadzie. Jeśli coś rozdaje się za darmo, nie warto tego kupować.
Czy wierzę w możliwość odbudowania luksusowego statusu marek niektórych mikronacji? Raczej nie. Od wzniosłości do śmieszności jest tylko jeden krok, lecz nie ma powrotu od śmieszności do wzniosłości.
Zakładając optymistycznie, że ktoś przeczyta ten mini-wykład, zapewne słusznie zarzuci mi, że to właśnie Republika Bialeńska popełniła masę grzechów przeciwko zasadom budowy luksusowej marki. Tak, potwierdzam. Rozdawaliśmy stanowiska (nawet prezydenckie) za darmo, wspieraliśmy nordackie yoyonacje, szafowaliśmy tytułami szlacheckimi aż przestały cokolwiek znaczyć, nie przeprowadzaliśmy żadnej selekcji i wyśmiewaliśmy mikronacje, które miały wyższe standardy. Co więcej, swoją polityką poniekąd zmusiliśmy inne mikronacje do pójścia w nasze ślady - w innym wypadku zostałyby przelicytowane. Nie oznacza to ani tego, że nie mam racji, ani tego, że nie powtórzyłbym tego, co zrobiliśmy. Po prostu teraz mogę na te zjawiska spojrzeć z innej perspektywy.
Zapewne jest to ostatni wykład przed bialenokalipsą, choć może coś jeszcze przyjdzie mi do głowy i zachce mi się podzielić swoimi przemyśleniami, zobaczymy.
Tradycyjnie zapraszam do dyskusji. Zaznaczam od razu, że ta prelekcja nie ma charakteru manifestu politycznego (więc nie jest to konserwatywny zwrot w moim światopoglądzie), a jedynie próba spojrzenia na stare kwestie z innej perspektywy.