Chcę jeszcze wrócić do dwóch wiodących tematów w tym wątku. Po pierwsze czy takie filmy jak "Kler" powinny odpychać wierzących od Kościoła, skoro, jak tu powiedziano, Kościół nie tępi ludzi, a grzechy ludzkie. A skoro tak, to wierzący katolicy powinni z bólem przyjmować fakty, że ich kapłani są tak samo grzeszni jak oni sami, i że często dopuszczają się przy okazji grzechu również przestępstw. Argumenty wielu ludzi polegające na tym np., że nie chodzą już do kościoła (koniecznie z małej litery), bo ich księża to przestępcy, niegodziwcy, grzesznicy, jest absurdalne. Szatan właśnie tego chce - przy pomocy jednych grzeszników odsunąć od Kościoła innych. Kompletnie mnie nie odpycha od Kościoła fakt, że wielu jego kapłanów potwornie grzeszy. Nie przynależę do Niego dla nich, chociaż moja miłość bliźniego powinna uwidocznić się właśnie w tych ciężkich dla Kościoła chwilach, i okazać im współczucie oraz modlitwę. I to właśnie korzystając z sposobu postępowania wyznaczonego przez Jezusa - wybaczać i pouczać, aby nie grzeszono więcej. Tak więc ktoś, kto wie czym jest jego wiara i po co się jej trzyma, nie odejdzie z Kościoła, choćby papież publicznie gwałcił dzieci. Obecny papież, nazywany liberałem, ma wiele grzechów na swym sumieniu, wedle niektórych znawców tematu nie jest nawet papieżem a antypapieżem. Kościół jednak przeżył nie takich papieży. Przeżyje więc i chwile, gdy wiele jego tkanek samoczynnie gnije.
Co do zaś powtarzającego się notorycznie wątku pedalstwa. Abstrahujmy od Boga i Kościoła. Jezus Ipanienko napisał, że homoseksualizm występuje naturalnie wśród zwierząt. Śmiem w to poważnie wątpić, gdyż nie sądzę, aby matka natura była idiotką i dopuściła możliwość, aby homoseksualizm był naturalny, normalny, pozostawiając go w katalogu zwykłych, wielu zboczeń. Miliardy lat ewolucji, gatunki ewoluują, walcząc o przetrwanie. Doskonalą wszystkie swoje zdolności, w tym zdolności do rozmnażania się. Wtedy matka natura wpada na pomysł, aby nadać cechy naturalne zboczeniu homoseksualizmu, ryzykując przy tym nie tylko to, że kiedyś wyginie jeden gatunek, ale że wyginą wszystkie rozmnażające się w sposób płciowy, i ewolucję szlag trafi. Gdyby bowiem matka natura rzeczywiście tak pomyślała: "homo jest spoko, będzie naturalne" to zabezpieczyłaby wszystkie gatunki rozmnażające się w sposób płciowy w możliwość jednoczesnego lub zastępczego rozmnażania się bezpłciowego. Wtedy np. krowa rozmnażałaby się przez podział. Jednego dnia lizałaby dla swojego zboczenia narządy rozrodcze stojącej obok niej krowy, a drugiego dnia sama podzieliłaby się, ku uciesze chłopa, na kilka innych, w pełni rozwiniętych krów, które dalej oddałyby się świntuszeniu. Tymczasem matka natura na nic takiego nie wpadła, uznając najwyraźniej, że narządy rozrodcze służą naturalnie do rozmnażania, a to, że jakiś byk, gołąb, człowiek, z jakiegoś powodu bawi się dla swego samozadowolenia, z innym przedstawicielem swego lub innego gatunku czy nawet z przedmiotem, to matki natury zbytnio nie straszy, acz na pewno brzydzi, bo zamiary miała inne. Ponadto matka natura czyni z człowieka najlepszy z wszystkich gatunków (nie ulega to żadnym wątpliwościom, wszak to człowiek panuje nad Ziemią, a nie np. ukwiały) i wtedy wychodzi Jezus Ipanienko, mówiąc, żebyśmy naśladowali inne (gorsze) gatunki. Matka natura puka się w czoło - tyle lat ewolucji, a te głąby chcą zawrócić.
(-) Daniel von Witt