Bardzo ciekawa rozmowa. Wiele tutaj poruszonych wątków — odniesienie się do wszystkich zajęłoby pewnie setki upalnych wieczorów i wypalonych cygar wicehrabiego Chamberlaina, a i tak nikt by tego nie przeczytał.
Jest jednak jedna rzecz, która mnie poruszyła.
Państwo wirtualne nigdy nie powinno pozwolić, żeby ktoś przerósł jego struktury, stając się w nich niemal nieusuwalny i niezastąpiony. Dreamlandzka historia zna co prawda takie przypadki: księcia Morfeusza, księcia Folkego, chyba jeszcze inne. Zdaje mi się, że wszyscy musieli ostatecznie zostać w jakiś sposób spacyfikowani.
Daniel von Witt został „nadczłowiekiem” (z pewnym sceptycyzmem używam tego sformułowania, bo lepszego nikt nie wymyślił, ale nie jest to coś, co miałabym w głowie, opisując Daniela von Witta) i „przerósł struktury państwa wirtualnego” (a przerósł? tu też bym się spierała) nie z własnej winy. Przybywszy do Dreamlandu jakieś pół dekady temu, zastał pogorzelisko. Wytrwale budował, tworzył nowe inicjatywy i nie zniechęcał go brak aktywności czy reakcji na jego działania. Daniel von Witt został „nadczłowiekiem”, bo nikomu innemu się nie chciało. Włożył bardzo wiele czasu realnego (i zapewne także pieniędzy, biorąc pod uwagę domenę kings-man chociażby, używaną do jego inicjatyw) w to, aby cokolwiek się działo, i w przewodzenie nowym mieszkańcom.
Prowokował dyskusje i awantury, aby coś się działo. Może charakter okazywany na forum przez Daniela von Witta nie był szczególnie miły, ale jednocześnie wszyscy ciągle mówią o tym, że trzeba być wojownikiem i się bić, bo na tym dreamlandzka aktywność polega. Wiem — niektórzy pisali, że Witt zniechęca ich do aktywności. Ale wielu zachęcił, to raz. A dwa, że niektórzy mówili, że zniechęca ich PTR, Aluś, Chamberlain… No, myślę, że puenty tutaj może domyślić się każdy. Ktoś, kto nie chce być aktywny, znajdzie każdą wymówkę. Ale zwalanie tego na inną osobę jest mało uprzejme. Konflikty, wulgaryzmy, nieuprzejme odzywki: od tego jest Sąd i MSWIA, żeby wymierzać kary.
Z czasem też zaczął przyglądać się Elderlandowi, któremu wiele lat temu Korona Dreamlandzka obiecała opiekę. Chciał zamienić tę obietnicę w fakt. Robił tam to, co my wszyscy: bawił się w wirtualne państwo. A spotkało się to z wieloma wyzwiskami. To, co on budował w zasadzie na chwałę WKE i pośrednio KD, przez wielu zostało odebranych jako pasożytnictwo. Mówi się, że Elderland nie zostawił żadnego dziedzictwa. Nie? A co z Panami Wilhelmem von Wolffem i Pascalem de la Brunem, którzy praktycznie codziennie od czasu zniknięcia Elderlandu z domeny KD zaglądają na forum do nas?
Nie zgadzam się ze kpiarskimi słowami JKM Alfreda, że skoro Elderland nie wrócił, to świadczy to o słabym zapale Witta. Nie znam go w gruncie rzeczy prywatnie i nie wiem, o czym teraz myśli, ale skoro przez wiele lat nie spał, bo trzymał kredens, ekhm, Dreamland, i skończyło się na tym, że państwo, które budował, stwierdza, że „przerasta jego struktury” (i jako jego główną winę wskazuje to, że jemu się chce) — aha, i po drodze wywala z wspólnoty państwo, które Witt budował po to, aby Dreamlandowi pomóc, nie zaszkodzić — to sorry, ale… Coś tu mocno nie gra. Tak to odbieram.
KA