Chamberlain pisze:W świecie realnym i na gruncie prawa międzynarodowego procedury uznania za persona non grata używa się między innymi wobec dyplomatów, którzy rażąco naruszyli prawo lub obyczaje państwa przyjmującego, ale również wobec zagranicznych polityków prezentujących skrajnie nieprzychylne stanowisko wobec danego państwa. Daniel von Witt, ze swoją narracją rozwijaną pod hasłem „ja – nadczłowiek” versus „wy – cipy” stanowi modelowy przykład „osoby niepożądanej” ze względu na interes publiczny.
W świecie realnym i na gruncie prawa konstytucyjnego jak i administracyjnego zasadą jest, że nie wydala się własnych obywateli. Skoro już posiłkujemy się instytucjami prawa realnego pragnę zwrócić uwagę premiera rządu na brzmienie art. 52 pkt 4 Konstytucji RP. Ponieważ w świetle realnych wydarzeń politycznych Konstytucja RP jest wyjątkowo popularną treścią i chętnie cytowaną, to pominę umieszczanie brzmienia stosownych przepisów ufając, że są one dla każdego dostępne. W razie gdyby było jednak inaczej - służę osobistym egzemplarzem.
Oczywiście może być i tak, że w swej nieskończonej naiwności wierzę, że wzorcem do realizacji i urzeczywistniania wolności obywateli nie są przepisy, bądź co bądź dosyć liberalnej ustawy zasadniczej. Być może pan premier zapatrzony jest we wzorce realizowane w innych państwach. Poczuwam się jednak w obowiązku zauważyć, że takim krajem była Polska Rzeczpospolita Ludowa wraz ze swoimi słynnymi paszportami wydawanymi u schyłku epoki gomułkowskiej. Podobna adnotacja o prawie jednokrotnego przekroczenia granicy (ze sprytnie pominiętymi słowami:
lub czasopisma oraz powrotu) znajdowała się na dokumentach wydawanych bodajże na początku rządów Jaruzelskiego. Ufam, że jednak pan premier ma lepsze wzorce w tym zakresie, zaś obecne "wydarzenia lipcowe" to po prostu wypadek przy pracy.
Chamberlain pisze:Nie. To sytuacja ekstremalna. Gdyby się jednak zdarzyło, że obywatel Kowalski, będący jednocześnie głową państwa lub szefem rządu państwa X, przebywając na terenie Królestwa Dreamlandu zainicjiował kampanię wielotygodniowego lżenia i zniesławiania Króla Dreamlandu i/lub obywateli Królestwa Dreamlandu, wówczas będzie musiał liczyć się z podobnymi konsekwencjami. Dlaczego nie zdecydowałem się na ścieżkę sądową, sięgając po przepisy kodeksu karnego? Dlaczego nie zdecydowałem się na sięgnięcie po instrument nadzoru?
Ponieważ w ten sposób traktuje się pospolitego krzykacza
Nie. W ten sposób traktuje się każdego
obywatela. Nie do premiera rządu należy ocena po pierwsze, czy dany czyn wypełnia znamiona typu określone w ustawie karnej. To kompetencja sądu. Nie do premiera również należy ocena, który obywatel "zasługuje" na traktowanie zgodnie z prawem, a który nie. I jest to coś o czym mówiłem przy sprawie Zanika. Najpierw wycięliśmy Zanika uzasadniając, że to troll. Teraz wycinamy von Witta, bo to przecież trolling. Granica ta jest stopniowo obniżana. Problem w tym, że za chwilę okaże się, że jesteśmy towarzystwem mądrych głów, które wzajemnie kiwają sobie na znak aprobaty.
Chamberlain pisze:Nadanie statusu osoby niepożądanej nie upokarza i nie wiąże się z odpodmiotowieniem. To jasny i czytelny sygnał, jaki Państwo wysyła zagranicznemu politykowi.
Podkreślmy to z całą mocą. Daniel von Witt jest obywatelem naszego kraju. I dlatego należy mu się traktowanie takie, jakie przysługuje każdemu innemu obywatelowi.
Chamberlain pisze:Procesowanie się z głową obcego państwa i sprowadzanie sprawy do odpowiedzialności karnej/dyscyplinarnej za ciskane inwektywy to, pomijając przewlekłość postępowania
Bardzo bym prosił, by premier rządu nie stosował metody znanej z filmów dla dorosłych - zwal na kogoś. Zwłaszcza, gdy takie opinie są po prostu krzywdzące. Co więcej są one po prostu niezgodne z prawdą. W sądzie nie tylko nie ma żadnej zaległej sprawy, a wręcz nie ma żadnej sprawy w toku. Byłbym więcej niż zachwycony, gdyby rząd kierowany przez premiera odznaczał się równie dużą sprawnością, profesjonalnością i merytorycznością działań jak instytucja którą kieruję.