Alfred pisze:1) Interesuje mnie prawo i wymiar sprawiedliwości, wobec czego proponuję wspólnocie swoje usługi w tym zakresie. Nie mam ochoty zajmować się niczym innym, a wspólnota zrobi z ofertą, co będzie chciała.
Alfred pisze:2) W sierpniu nieufność większości społeczeństwa uniemożliwiała mi właściwe wykonywanie swoich funkcji. Można było abdykować albo męczyć się i przedłużać agonię. Sądzę, że podjąłem słuszną decyzję, nawet jeśli przy okazji zepsułem komuś zabawę z wystąpienia przed sądem w roli oskarżyciela.
Alfred pisze:3) Nadchodzący proces był tu tylko przejawem tego braku zaufania. Akt oskarżenia, jak sobie przypominam, był sformułowany dość niezręcznie, a moje działanie było legalne, aczkolwiek politycznie niesłuszne.
Torkan Ingawaar pisze:Jeśli ktoś tu może mówić o kręgosłupie moralnym, to na pewno nie Towarzysz. Osoba, która przez osobisty konflikt wraz ze swoim oddanym kółkiem wyznawców szczuła króla niemal od początku jego panowania i chciała jego detronizacji [1], działając wbrew zdrowemu rozsądkowi i interesowi państwa [2], wykorzystując ku temu jako pretekst przestępstwo o wręcz śmiesznej w porównaniu z widmem wywołanego impeachmentem osłabienia władzy szkodliwości [3] (przypomnę: poszło o usunięcie działu ze spamem). Najzabawniejsze jest to, że największą nienawiścią w stosunku do monarchy pałali zadeklarowani monarchiści [4], którzy - przynajmniej w teorii - powinni być dla Korony głównym oparciem. Mimo straty(całe szczęście nie permanentnej) wartościowego obywatela, sierpniowy kryzys miał też swoje plusy. Pokazał Towarzysz swój fałsz i zakłamanie oraz to, jak nisko można upaść przez zawiść i prymitywną żądzę zemsty. [5] Pozytywne skutki tamtych wydarzeń widoczne są również dzisiaj: kolejne osoby odwracają się od Was odwracają, a Towarzysz coraz bardziej spychany jest tam, gdzie od zawsze było jego miejsce: na margines sceny politycznej.
[1] Współpraca z JKW Alfredem układała się dobrze, co nie znaczy, że należało zawsze i we wszystkim z nim się zgadzać. Powód do detronizacji pojawił się ad hoc, a nie wyszukiwano go. Król go dał.
[2] Leżało więc w interesie państwa, aby pokazać, że wszystkich traktuje się równo i Król nie ma nad sobą parasola ochronnego, sam mając nim być dla innych.
[3] Król nie popełnił przestępstwa. Nie dał tego sprawdzić - abdykował i uciekł. Gdyby był niewinny to chyba nie byłby do tego skłonny, ale i tak już nie dowiemy się, czy byłby winny zarzucanych mu czynów i czy Parlament ostatecznie zdecydowałby się przedstawić mu zarzuty. Król jednak dostał bzika.
[4] Monarchia jest wspaniała, ale słabych i destrukcyjnych królów trzeba usuwać. Po nich przyjdą inni. Nikt nie jest nie do zastąpienia.
[5] Nie czuję do JKW Alfreda żadnej urazy i nie miałem powodu, by się na nim mścić. On sam jedynie wskazał, o czym wyżej zaświadczył, że na Króla nadawał się średnio. Cieszyłem się z jego wyniesienia na tron przez jego kwalifikacje i względną neutralność na scenie politycznej, cieszyłem się, gdy podejmował kroki mające zaświadczyć o jego politycznej roli i wadze Korony w polityce, która powinna być możliwie duża. Sam jednak się potknął - i wówczas miał szansę się obronić, ale wybrał tchórzostwo i niespotykaną w historii formę abdykacji. W Królestwie Dreamlandu. Dobrze jest być tym pierwszym, ale nie we wszystkim.
(-) Daniel von Witt