Nie zamierzam grillować. Takie przejawy samokrytycyzmu zawsze przyjmuję z zadowoleniem. Problem jest, zdaje się, uniwersalny i zapomnijmy na chwilę, że powstał w kontekście sarmackim. Zastanawiam się bowiem, na ile poważnie traktować takie deklaracje o zaniku "idei" w środowiskach kilkunasto- lub kilkudziesięcioosobowych, gdzie właściwie 90% obywateli na zasadzie rotacji sprawuje urzędy w administracji państwowej, a wcześniej przechodzi przez tryby procedury wyborczej. W skrócie: jak często można stawać do wyborów politycznych z tym samym programem politycznym? I dalej: jak często można ten program modyfikować przy okazji reelekcji, by obronić walor względnej nowości i zarazem pozostać w zgodzie z własnym światopoglądem, który nie powinien zmieniać się co kwartał? Ktoś, kto wczoraj startował pod szyldem takiej czy innej Idei, nie mógł się z dnia na dzień stać się człowiekiem bezideowym.
Nie muszę was przekonywać, że nie szanuję hrabiego von Thorna. Najchętniej spaliłbym go w prywatnym piecu krematoryjnym, by mojemu psu było ciepło w dupę. A jednak nie mógłbym odmówić hrabiemu braku idei. Podobnie ma się rzecz z paroma innymi obywatelami Księstwa. W Księstwie nie brakuje "ludzi ideowych" i nie brakuje ich przynajmniej w największych mikronacjach, które z natury rzeczy przyciągają ludzi jakoś tam uformowanych politycznie. W końcu nawet znany nam wszystkim debil co kwadrans zarzuca komuś faszyzowanie lub komunizowanie. A to już jakiś punkt wyjścia.
Jeśli miałbym problematyzować ten banał, to zastanowiłbym się raczej nad kwestią tego nienasyconego głodu nowości, który przy tak krótkich cyklach wyborczych i tak ograniczonych możliwościach wymiany pokoleniowej nigdy nasycony nie zostanie. Myślę, że wielu z Was intuicyjnie dostrzega niedoskonałość mikronacyjnych mechanizmów selekcji elit, mechanizmów niewspółmiernych do realnych możliwości demograficznego samoodtwarzania się społeczności. Nie wiem, dlaczego w puncie wyjścia mikronacje zapragnęły symulować struktury makroświata w modelu 1:1. Tu trzeba zupełnie nowego konceptu. Tu urywam, bo może ktoś miałby ochotę dorzucić swoje trzy grosze.