Jakiś czas temu, jako polityczny weteran i osoba publicznie spalona, powróciłem do obserwacji życia politycznego w Królestwie Dreamlandu. Przybyłem tutaj z sentymentu, ale także z uwagi na to, że utraciłem swój autorytet zdobyty niegdyś w Mikroświecie i nigdzie nie byłem już mile widziany — ktoś bowiem wygrywa, ktoś musi przegrać. Ja w swojej wojnie odniosłem porażkę, ale nie chciałem się z tego powodu zupełnie zamykać na świat, który przez długi okres czasu stanowił element mojego codziennego życia. Dzisiaj, bazując na swoim jako-takim doświadczeniu oraz bardziej obiektywnym spojrzeniu, w przeciwieństwie do osób aktywnie udzielających się w Królestwie, postanowiłem wyrazić opinię do bieżących zdarzeń.
Styczeń 2013 roku był datą, kiedy jako ówczesny gimbus odnalazłem wreszcie odpowiadającą mi platformę do twórczej zabawy. Przy wyborze mikronacji nie kierowałem się statystykami aktywności, ale możliwością zaangażowania się. Było to ważne, ponieważ miałem dużo czasu, który chciałem w jakiś sposób spożytkować. Dreamland był mikronacją otwartą, choć trochę rozgrzebaną. Wiele stron (wtedy strony miejskie i prowincjonalne odgrywały sporą rolę) wymagało aktualizacji i odnowienia, a brakowało osób, które chciałyby się tego podjąć. Zachęcanie ludzi do włączenia się w inicjatywy było wyzwaniem, ale nie rzeczą niemożliwą. Uczestniczenie w pracach nad rozwojem naszej społeczności dawało szczerą radochę, a także — jak to było w moim przypadku — umożliwiało zdobycie praktycznej wiedzy. To tutaj nauczyłem się tworzenia prostych stron internetowych, zrozumiałem zależności prawne i społeczne, a nawet wyłapałem błędy językowe, na które wcześniej nie zwracałem uwagi.
Dlaczego o tym wspominam? Przeglądając forum nasunęła mi się konkretna myśl. Rząd Fabioli de Willibald (czerwiec — sierpień 2013). To był tak niesamowity czas. Nie było nas wielu, ale pracowało się konkretnie. Powstawały nowe witryny (jak choćby Biblioteka św. Róży), rząd przeprowadzał liczne akcje proaktywnościowe, Daniel von Witt chwalił się pierwszymi autorskimi mapami, a zorganizowane wtedy Święto Królestwo należało do najlepszej imprezy w historii istnienia Królestwa. Na kanale IRC zawsze można było spotkać kogoś, z kim dało się porozmawiać zarówno o sprawach mikronacyjnych, jak i realnych. Zdarzały się kryzysy, ale nie takie, aby roztrzaskać dreamlandzką społeczność. Jednostki dawały od siebie to, czego potrzebowała społeczność, natomiast społeczność odwdzięczała się tym, czego potrzebowała jednostka. Dzisiaj mamy zupełne przeciwieństwo tych czasów. Chcemy dużo wziąć, mało dać.
Dreamland, podobnie jak wiele innych mikronacji, przestało być platformą do twórczej aktywności. Dzisiaj, ktokolwiek by się nie zjawił, będzie problem ze zdobyciem nowych (przydatnych) umiejętności, albo wartych wspomnienia doświadczeń. Jesteśmy zagłębiem hejtu i zepsucia. Ale nie z przymusu — społeczność zgodziła się na to, aby wypełnić pustkę w aktywności. Nie odpowiadał nam stan, gdzie działania dało się policzyć na palcach jednej dłoni, ale były one na możliwie najwyższym poziomie. Zaryzykowaliśmy, postawiliśmy na ilość, ale nie jakość. Doszła do tego powszechna tolerancja, skończyło się na wielkim chaosie.
Jeżeli by uznać, że jesteśmy prywatnym klubem do kreatywnej rywalizacji, który nie nastawia się na nowych członków, to wszystko funkcjonuje jak należy. W przypadku jednak, gdyby ktokolwiek myślał o rozwoju zarówno naszej mikronacji, jak i Mikroświata w pojęciu ogólnym, w tym momencie nie przyjdzie tutaj nikt wartościowy. Nie jest sztuką wprowadzać liczne zakazy i zasady funkcjonowania, ale zbudowanie społeczności, gdzie każdy będzie miał wspólne priorytety. A tym powinna być zdrowa relacja społeczność i (przynajmniej) czystość miejsc publicznych. Wulgaryzm na wulgaryzmie, wyzywanie się od najgorszych i wzajemne policzkowanie się przy każdej możliwej okazji nie przyczyniło się do rozwoju społeczności. Notujemy dołek, będzie tylko gorzej. Ktoś powie, że tak wygląda polityka — polemizowałbym z tym, fajnie wprowadzać nowe standardy. Takie, których byśmy się nie wstydzili w życiu realnych. Takich, które byłyby dobrym przykładem dla osób młodych, które także przeglądają do forum.
Powiem szczerze, że jest mi przykro. Być może wszystko to, co kiedykolwiek tutaj stworzyłem, nie ma dzisiaj już żadnego znaczenia, ale... zmarnowaliście miesiące, lata prac wielu dreamlandzkich działaczy. Mówiąc Waszym językiem: rozpierdoliliście wszystko, co się dało. Cały czas wybijają się działania jednostek, którzy chcą poprawić ten stan, ale w tym momencie należą do mniejszości. Przemyślcie, czy chcecie tkwić w tym hejcie. Bo to da chwilową radochę, wiem to z własnego doświadczenia. Ale długoterminowo nie przyniesie niczego dobrego.
Moje zdanie jest w tym momencie zupełnie bezwartościowe — mam tego świadomość. Ale chciałbym zachęcić tych, którzy są najbardziej aktywni, aby podjęli debatę nad tym, co faktycznie jest warte zmiany. Nad standardami. Bo nie sztuką będzie pozwolić na wszystko. To jest możliwe tylko i wyłącznie w dojrzałej grupie, którą Dreamland z pewnością nie jest. Mamy potencjał, warto go wykorzystać. Odświeżyć stare plany, pomysły, które wielokrotnie były innowacyjne, ale brakowało do nich ludzi. Zróbmy coś porządnie. Zaufajmy sobie nawzajem, ale także pilnujmy, aby nikt nie ciągnął całości w dół. A jeżeli ktoś jest tutaj tylko w tym celu, nie bójmy się z nim pożegnać.
Pragnę przekazać Wam szczere życzenia pomyślności politycznej i znalezienia formy, która będzie dawała faktyczną radochę, a nie przynosiła ciągłe nerwy i irytację.