Wrócę do jednej z wcześniejszych wypowiedzi. Więcej już wkrótce na łamach prasy.
RCA pisze: problem Al Rajnu jest jeden — krajowi temu nadaje znaczenie fakt zajmowania się nim.
Byłoby to słuszne, gdyby faktycznie się nim zajmowano.
Z czym jednak właściwie mamy do czynienia? W kilku państwach ruszyły forumowe loże szyderców, ktoś tam się pośmiał na czacie, ktoś inny podesłał jakiś link. To wszystko. Tymczasem wahadło wychyla się w drugą stronę - pojawiają się komentarze, że afera została sfabrykowana (i nie mam tu, rzecz jasna, na myśli głosów z forum FAR) i że cała historia dotyczy raptem ośmiu czy dziewięciu delegatów sportowych (cytuję prywatną opinię: „to raptem 10% procent populacji Federacji"). Podzielam wyrażone wyżej stanowisko - społeczność międzynarodowa pokpiła sprawę, działając rutynowo i bez przekonania - tj. wyszła z intuicyjnego założenia, że państwo sułtana Saida al Falima otrzymało cios nokautujący, a teraz wykrwawia się gdzieś na boku, po cichu, jak konające zwierzę, które runęło z wysokości.
Nic takiego nie nastąpiło. Federacja Al Rajn w szybkim tempie przechodzi do kontrofensywy. Na forum kolejno wracają klony zdemaskowane przez kierownictwo MUP (w tym Manaf ben Saada, Tansu Aysel Saydam i Kwaku Duda), nie ma również mowy o jakiejkolwiek formie presji społecznej czy nadzoru ze strony administracji forum (sułtan senior Osama bin Ramzani najwyraźniej „nie ma w tym interesu"). Zadziałał mechanizm myślenia grupowego (syndrom oblężonej twierdzy), pogłębieniu uległ również tradycyjny izolacjonizm rajńskiej społeczności. FAR to od lat układ zamknięty - wewnętrznie stabilny i samowystarczalny, odporny na ciosy z zewnątrz, przywykły do negatywnych opinii z zewnątrz. Sprawę ułatwia narodowość kierownictwa MUP. „Sarmacka kanalia", kimkolwiek by nie była, ma w FAR wiarygodność zerową, na którą cała sarmacka społeczność pracowała przez kilka lat wyrafinowanymi komentarzami o kozojebcach (zresztą - te z obecnego tu wątku nie są dużo bardziej eleganckie). Rajńczycy to doskonale pamiętają. Nawet obywatele zażenowani kloningiem we własnym państwie nie podejmą publicznie tematu, choćby dlatego, by nie dawać satysfakcji Sarmatom.
Jak to wygląda obecnie w praktyce? Obserwatorzy z zagranicy mają obecnie poważnie ograniczone możliwości publikacji postów na forum Federacji, komentarze prasowe są moderowane (blokowane - w tym cztery mojego autorstwa), Siergiusz Asketil po raz kolejny otrzymał status persona non grata, FAR wypowiedział traktat z Wandystanem, Sułtan publicznie zapowiedział wstrzymanie rozpatrywania nowych wniosków obywatelskich.
Może przypomnę dla formalności: wszystkie wykryte na forum MUP klony powiązane są z adresem IP komputera Sułtana Saida al Falima.
RCA pisze:Ciszej nad tą trumną!
Typowa polska mikronacja ma problem ze zgromadzeniem pięciu aktywnych obywateli, którzy wydusiliby z siebie choć tuzin postów tygodniowo (to na przykład
casus Skarlandu). Jak to wygląda w rzekomo skompromitowanym państwie sułtana? W ciągu kilku tygodni na ponownie otwartym forum Al Rajn zarejestrowało się 6 nowych obywateli, którzy zasilili państwo o 50 kolejnych postów. Towarzystwo wkrótce przekroczy granicę 100 obywateli, mając w głębokim poważaniu pojękiwania zagranicy. Za pół roku temat w ogóle spadnie z wokandy. Dzięki artykułom podobnym do tych „The Politique" - być może nawet szybciej.
Ta „trumna" radzi sobie całkiem dobrze. Zdecydowanie lepiej niż ci, którzy grają czysto. Wniosek jest raczej przygnębiający. Gdyby nowe pokolenie klonerów-administratorów miało wyciągnąć z rajńskiej lekcji jakiś wniosek, to brzmiałby on mniej więcej tak, jak
sformułował to wyżej lord Gaston de Senancour.
W całej tej historii najciekawsze jest właśnie ta druga runda, którą obecnie obserwujemy: wszystko to, co wydarzyło się po ujawnieniu afery. A raczej to, co się nie wydarzyło. W ogóle jest to jeden z bardziej zajmujących wątków w historii polskiego mikroświata i zupełnie nie trafia do mnie opinia, że Al Rajn „nie jest wart naszej uwagi".
Nie zabierałem dotąd głosu w tej dyskusji. W jednakowym stopniu ciekaw byłem kolejnych opinii, jak i żywiłem nadzieję na pewną formę samooczyszczenia w gronie rajńskich decydentów. W Federacji nie brakuje niepokornych, suwerennie myślących obywateli - choćby wymienionego tutaj z nazwiska szejka Hatima al-Salaha - który w minionych latach dał się poznać jako polityk niewygodny dla centrali i najlepszy w minionych latach MSZ Federacji - czy Karima at-Taziza, sumiennego redaktora „DaH". Nawet gdyby zawiodły przetrzebione elity państwa - tłumaczyłem sobie - zawsze można przecież liczyć na kilka wolnych elektronów, choćby w osobie znanego z obscenicznego języka Dżalala bin Sezera, specjalisty od tematyki analno-fekalnej. W międzyczasie rozesłałem ok. 15 prywatnych wiadomości do obywateli FAR, w tym dwie do redakcji „Dar al-Hayat" oraz po jednej do „Arctiq News" i „Masnaqi".
Wkrótce przedstawię Rządowi wnioski z prywatnego dochodzenia. Prawdopodobnie pierwszym krokiem będzie wypowiedzenie Traktatu o wzajemnym uznaniu i nawiązaniu stosunków dyplomatycznych, zawartego w maju 2013 roku.
W tej chwili czekam jeszcze na odpowiedzi na dwa moje listy. Nie chcę uprzedzać faktów. Z mojej perspektywy to jednak dopiero początek tej historii, która będzie miała bardzo brutalny finał. Za chwilę piłka wróci na naszą stronę.