„Pierwszy między równymi” sir Jeffreya Archera. Jeśli spodoba się WXM jego styl pisania, to zachęcam do zapoznania się z innymi książkami tegoż zacnego autora, już niekoniecznie z gatunku fikcji politycznej.
Dziękuję, zapisane. Potem zerknę w katalogu, czy gdzieś w mieście wypożyczę.
Primo Levi, mimo wszystko, opisuje dosyć specyficznie, naukowo. Sam odziera z duszy swój opis — taka natura naukowca specjalizującego się w chemii. Na niektórych działa to lepiej niż patos, a na niektórych nie działa w ogóle. Pytanie brzmi jeszcze, z jakimi oczekiwaniami WXM zasiadł do lektury (niektórzy, oczekując drastycznych opisów, nie czują wcale emocji, gdy na takie faktycznie natrafiają), i w jakie gry WXM gra ;). Ja osobiście zauważam, że gry, nie pozostawiając pola do wyobraźni, działają na mnie mniej „horrorystycznie” niż książki, w których pole do popisu dla kreatywności naszego mózgu jest bardzo szerokie.
Do czytania Leviego przystąpiłem bez żadnych konkretnych oczekiwań. To było moje pierwsze zetknięcie z tzw. literaturą obozową. Do tej pory temat Zagłady zgłębiałem przy pomocy monografii historycznych, tudzież filmów. Uzbrojony w twarde dane liczbowe z tabel, diagramów i wykresów chciałem zapoznać się z ujęciem tematu z bardziej osobistej i subiektywnej perspektywy. Myślę, że to właśnie język, którym posługuje się autor i to, na co kładzie nacisk sprawiło, że książka ta wywarła na mnie wrażenie. Myślę, że gdyby Levi opisał swoje opisał wspomnienia w formie szczegółowych opisów aktów przemocy wszechobecnych przecież w obozie zagłady, pozostałbym, podobnie jak pewnie wielu współczesnych czytelników, obojętny na to, co właśnie przeczytałem. Myślę, że żyjąc w czasie i miejscu wolnym od konfliktów zbrojnych jesteśmy paradoksalnie bardziej oswojeni z przemocą i zobojętniali na cierpienie niż ludzie żyjący w erze ciągłych wojen. I nie, nie winię za to jedynie gier. Tak samo znieczulającą rolę spełniają książki, filmy czy media, gdy po włączeniu telewizora pierwsze co widzimy, to nagranie z kolejnej bestialskiej egzekucji przeprowadzonej przez dżihadystów. Ja w ogóle nikogo ani niczego nie obwiniam, bo nie wartościuję tego zjawiska. Stwierdzam jedynie, że jest i przyznaję, że nie do końca je zauważałem, dopóki nie doświadczyłem go na własnej skórze przy okazji lektury obozowych wspomnień pewnego włoskiego chemika żydowskiego pochodzenia.