Polityka gospodarcza rządu PiS sprowadzi na nas wszystkich duże kłopoty. Na plus można odnotować chyba jedynie niektóre inicjatywy o znaczeniu strategicznym (dywersyfikacja dostaw gazu, przekop mierzei itp.), ale tak poza tym rząd leży i kwiczy. Ekonomiści oczywiście mogą bić mu brawo, bo tak, jak wśród ideologii politycznych mamy różne odłamy, tak samo w ekonomii jest cała masa szkół spierających się o to, jak gospodarować, by było lepiej. Chociażby dziś widziałem na TVP Info jakiegoś wykładowcę z SGH, który pierdzielił farmazony na temat sukcesów rządu PiS w kwestiach gospodarczych. Na pewno to mądry człowiek. Sęk jedynie w tym, do jakiej szkoły ekonomii należy.
Statystycznie (jeszcze) dobra sytuacja gospodarcza Polski jest zasługą Polaków, a nie rządu PiS, który bardziej przeszkadza niż pomaga. Źródłem dobrobytu każdego jest tylko jego własna praca (przedsiębiorcy są tym cenniejsi, bo potrafią skumulować efekt pracy własnej i swoich pracowników). Rząd PiS uważa, że to jego moc prawodawcza oraz solidarność (XD) są źródłem dobrobytu, zaś przedsiębiorcy to generalnie wyzyskiwacze i oszuści. Prawda o nich jest jednak taka, jak mawiał o nich lubiany przeze mnie Churchill:
Niektórzy widzą w przedsiębiorcy drapieżnego tygrysa, którego trzeba zabić. Inni uważają, że przedsiębiorca to krowa, którą można doić w nieskończoność. I tylko nieliczni widzą w nim tego kim jest naprawdę – silnego konia, który ciągnie wóz.
Stosunek PiS do przedsiębiorców wyrażają ich nakazy płacenia takich a takich podatków, takich a takich wynagrodzeń czy takich a takich cen. Obowiązki mnożą się. Wraz z obowiązkami rosną koszty. Jest tego naprawdę zbyt wiele, by w zwięzły sposób o tym tu napisać. Można się tylko odnieść do dwóch popularnych w dyskusji tutaj kwestii: płacy minimalnej oraz inflacji.
Średnio w Polsce co 7, co 8 pracownik pracujący legalnie dostaje płacę minimalną. Jeśli będzie ona rosła szybciej niż wynagrodzenia ogółem, to pracowników ją otrzymujących też będzie coraz więcej. Nie wiem, czy słowo "dobrobyt" używane przez Kaczyńskiego pasuje do słów "płaca minimalna". W jaki sposób można wprowadzić dobrobyt płacą minimalną, którą będzie dostawać 30, 40 czy 50% wszystkich zatrudnionych? Dlaczego ci krwiopijni przedsiębiorcy płacą obecnie około 85% pracowników płacę wyższą od minimalnej? Chorzy są czy co? Przecież to rząd ustala, kto ile zarabia. Ponadto taki wzrost płacy minimalnej wywoła jedynie całą masę protestów społecznych (np. nauczyciele będą zarabiać mniej niż sprzątaczki w szkołach) oraz zdemotywuje ludzi do podnoszenia swoich kwalifikacji (skoro nauczyciel zarabia mniej lub tyle samo co sprzątaczka, to po co się uczyć?), a co za tym idzie cofnie gospodarkę w rozwoju, bo zamiast opierać się na wiedzy, będzie się ona opierać na gwarancji rządu, że wszyscy dostaną taką samą wypłatę.
Natomiast spory udział w wywoływaniu inflacji ma oczywiście rząd. Upraszczając można powiedzieć, że to państwa wywołują inflację. Np. Rosja może wywołać inflację w Polsce, nie mówiąc już o tym, że może to zrobić oczywiście sama Polska dla siebie. Weźmy dalej płacę minimalną oraz właściciela lokalnej piekarni. Ten właściciel może zatrudniać piekarzy za załóżmy 2000. Kaczyńskiemu nie podoba się, że jego wyborcy zarabiają 2000. Przychodzi do przedsiębiorcy i mówi, że od jutra ma im płacić po 3000 pod groźbą kar. Przedsiębiorca może ograniczyć swoje zyski, żeby dać pracownikom więcej (ale jeśli wyjdzie mu, że zarobi w ten sposób tyle co oni lub niewiele więcej, to zamknie biznes całkowicie, skoro ponosząc ryzyko i organizując interes, jest za to wynagradzany tak samo jak jego pracownicy, którzy tylko wykonują czynności, które on im każe). Może też zacząć sprzedawać więcej chleba i bułeczek (problem tylko w tym, że chleba i bułek nie można eksportować ani też nie da się wypuścić na rynek większej ich ilości, bo ludzie nagle nie zaczną jeść dwa razy więcej chleba i bułek). W końcu przedsiębiorca może podnieść cenę chleba i bułek, czyli przyłożyć się do inflacji. Tak samo jak popyt na chleb nie wzrośnie, gdy przedsiębiorca produkowałby go więcej, tak samo nie spadnie, gdy jego cena wzrośnie. Efekt będzie tylko taki, że ludzie zaczną płacić za chleb więcej, narzekając, jaki to zdzierca z tego prywaciarza, który ustalił ceny na tak wysokim poziomie. Może też przedsiębiorca ochronić ludzi przed płaceniem więcej za chleb, jeśli zwolni jednego z piekarzy i zaoszczędzone na nim pieniądze podzieli na pozostałych pracowników, każąc im pracować wydajniej (skoro dostają więcej pieniędzy, to ma prawo więcej od nich wymagać), aby wyprodukowali tyle samo chleba co dotychczas, ale w mniejszą liczbę osób. I znowu ci pracownicy będą zrzędzić na przedsiębiorcę - a to dupek, jednego z nas zwolnił a reszcie każe ciężej pracować. Tylko kto tak naprawdę jest winny tym wszystkim skutkom?
I tak jest z wieloma idiotyzmami, które wymyśla i wdraża PiS.
(-) Daniel von Witt