Ostatnio wynikło wiele kontrowersji odnośnie definicji nauki. Okazało się, że nie ma w tej kwestii zgody, na co nakładają się oczywiście realne ideologie. Jestem nimi mimo niezwykle zaskoczony i nie rozumiem dążenia na siłę do uznania poszczególnych dziedzin za naukę. Chociaż temat ten był już w ramach naszego cyklu wykładów poruszany, wrócę do niego raz jeszcze. Zaproponuję również swoisty kompromis, który teoretycznie mógłbym zakończyć terminologiczne nieporozumienia, w praktyce pewnie będzie przyczynkiem do nowych ataków. Nie powiem, że łatwo je znoszę, ale akceptuję je, jako ryzyko każdego, kto czynnie działa.
Etos mikrozofa
Należy powiedzieć sobie jasno, że wraz z rozwojem nauki w mikroświecie będzie dochodziło do coraz większych błędów i wypaczeń. Za naukowców będą uchodzić bez elementarnej wiedzy (co jeszcze zbrodnią nie jest, w przeciwieństwie do niechęci jej zdobycia), a także dogmatycy różnego pochodzenia, którzy będą chcieli jedynie naukowo uzasadnić swoje irracjonalne twierdzenia. Im większe sukcesy będziemy odnosić, o ile w ogóle będziemy, tym silniej będziemy musieli walczyć o zachowanie etosu mikrozofa, a więc intelektualisty, który z racji demografii musi też czynnie angażować się w politykę i inne dziedziny. Nie zwalnia to nas jednak z racjonalnego i obiektywnego patrzenia na mikroświat. To trudny do osiągnięcia ideał, do którego możemy przybliżyć się poprzez uznawanie względności i tymczasowości naszych teorii i hipotez. Operujemy modelami, a nie prawdami objawionymi. Model dotyczący świata ludzi zawsze może zostać poprawiony. Liczyć się musimy z rozwojem nauki, za 5 lat może się okazać, że byliśmy dalecy od prawdy. Postęp nauki nie przekreśla jednak znaczenia wcześniejszych badaczy, bo na ścieżce dążenia do prawdy każdy kolejny krok jest niezbędny. Oprócz dwóch istniejących etosów, wzorców osobowych katechona i pasjonariusza, warto postawić trzeci: wzorzec intelektualisty-mikrozofa. Nauka nie powinna być bezbronna wobec nacisków ideologii i religii, które mogą wydać się postronnemu odbiorcy bardziej atrakcyjne. Dlatego ważne są stopnie i tytuły, ceremoniał, Liga Bluszczowa. Wszystko to, jakkolwiek nie będące esencją nauki, jest jej ornamentem.
Mikrozofia a rzeczywistość
Nauka nie posiada pełnej wiedzy o świecie. Niekiedy jest to wobec niej zarzut, uzasadnienie 'wspomagania' jej koncepcjami-wytrychami, np. dogmatyczną teologią, freudyzmem, a coraz częściej fizyką kwantową (przeciwko której oczywiście nic nie mam, ale w pop-humanistyce tłumaczy ona już wszystko, czegokolwiek sobie zażyczymy). Takim wytrychem jest też fałszywa brzytwa Ockhama, która w rzeczywistości wcale nie mówi o tym, że najprostsze wyjaśnienie jest najlepsze. W rzeczywistości takie 'drogi na skróty' nie są nauką. W przypadku teologii* mamy do czynienia z mitycznym (religijnym) rozumieniem świata, zaś w przypadku, zaś w przypadku innej wesołej twórczości chyba już z rozumieniem poetycznym, skoro rolę kluczową odgrywa forma. Istotą nauki nie jest wiedzieć, ale poszukiwać prawdy.
*Krótkie wyjaśnienie odnośnie teologii. Czym innym jest hipotetyczne rozważanie istnienia i ewentualnej natury Absolutu (teologia jako jedna z trzech gałęzi ontologii), czym innym natomiast gimnastyka pojęciowa pod z góry ustaloną 'teorię'.
Fabulologia
Pod wpływem ostatnich dyskusji o naukowość apologetyki, a także rozmów o cywilizacjach i kręgach kulturowych, a także wielu rozmów prywatnych, doszedłem do wniosku o potrzebie wyodrębnienia nowej dyscypliny, pomocniczej wobec mikrozofii, a jednocześnie pośredniej między nauką sensu stricte, a literaturą. Fabulologia zajmowałaby się tymi ujęciami rzeczywistości wirtualnej, które wchodzą w skład szeroko pojętej narracji. Poza teologią religijną byłaby to historia przedinternetowa, a nawet rzeczywiste realne nauki, których nijak nie można przełożyć na warunki mikroświata, np. biologia. Fabulologia, nie mogąc obiektywnie badać tych dziedzin, mogłaby stanowić okazję do puszczenia wodzy fantazji, a także wykazania się erudycją. Co z naukowością fabulologii? Nie byłaby to nauka w pełnym tego słowa znaczeniu, mogłaby jednak wspomagać kulturoznawstwo i religioznawstwo poprzez produkcję i wstępne rozważanie materiałów do badania. Uważam, że wykształcenie możliwe do uzyskania w zakresie fabulologii powinno kończyć się na tytule magistra, wyższe powinno już wymagać podejścia krytycznego, a nie tylko wykazania się kunsztem pisarskim.
Podsumowując wykład i liczne toczone ostatnio dyskusje, nie należy zaliczać do nauki pisarstwa wszelkiego rodzaju, bo wypaczy to jej specyfikę i doprowadzi do konieczności ukucia nowego pojęcia, które będzie oznaczać to, co oznaczała pierwotnie nauka. Niezaliczanie się do nauki nie umniejsza jednak innym dziedzinom. Nauka nie wyczerpuje ludzkiej ciekawości świata, co tworzy niszę dla wszelkiego rodzaju literatury, która tłumaczy, co jest w odległych galaktykach, a także co jest poza naszą rzeczywistością. Fabulologia byłaby wyjściem naprzeciw ludzkiej potrzebie twórczości, tłumaczenia sobie niewyjaśnionego. Akceptuję pierwiastek irracjonalny w człowieku, bo jest on łatwo obserwowalnym faktem. Sprzeciwiam się jednak temu, by człowiek był tego pierwiastka zakładnikiem.