Strona 1 z 1

Spacer po ruinach

: 13 wrz 2018, 13:44
autor: Stanisław Dmowski
Wracając swym dyliżansem do scholandzkich stron, premier nakazał woźnicy nieco zboczyć z kursu i zawieźć go nad sam brzeg Morza Scholandzkiego. W końcu dotarli, Stettin wysiadł i wolnym krokiem podążył w pobliże wody. Przyglądał się cały czas morzu. Na horyzoncie dało się zauważyć tylko kuter wracający do portu po połowie. Gdy dopłynął, premier, mimo usilnego przekonywania przez woźnicę podbiegł do rybaka i poprosił go, by zawiózł go na Inselię. Poczciwy kutermistrz nie poznał, z kim to ma do czynienia, pod wpływem kiesy pełnej monet zgodził się jednak na kurs specjalny.

Wysiedli na przystani w Rosario, Stettin pośpieszył przez miejskie uliczki i dotarł w końcu do położonej blisko morza kamienicy. Wyglądała na opustoszałą. Jegomość przechadzał się po korytarzach, depcząc po leżących na ziemi obrazach i zasłonach. W końcu zaszedł do głównego salonu, widać było, że miejskie złodziejaszki odwiedziły to miejsce. Usiadł i rozmyślał.

- Znowu tu jestem, w kamienicy, gdzie spotykali się masoni z Rosario - klandestyni. To w tym salonie dyskutowaliśmy o swoich losach i swoim miejscu w mikroświecie. Tutaj wszystko się zaczęło, i życie się zaczęło i przyjaźnie pierwsze się zaczęły. Przekraczając granice Dreamlandu, spełniałem pragnienie spokoju, by odpocząć od politycznego zgiełku i wszystkiego, co zakłócało moje myślenie. Znalazłem go.

Dziś sterczę tutaj w zupełnie innej roli, wypadki życia politycznego doprowadziły mnie prawie na szczyt. Nie pragnąłem tego a jednak tak to się potoczyło. Znoszony płaszcz a'la Mickiewicz zamieniłem na garnitur, jednak wciąż to ten sam ja. Wieczny idealista.

Po loży nie zostało zbyt wiele, po kamienicy hula wiatr, ludzie się rozeszli, zapomnieli. Jeden z nich dał się we znaki społeczeństwu, gdy dokonał nieudanej próby samobójczej. Odpłynął i jestem przekonany, że spogląda na nas z innego kontynentu, poznać go nie sposób, jednak nawyki pozostają.

Loża może się kiedyś odrodzi, narazie jeszcze nie czas, jeszcze nie czas...

Z tego zamyślenia oderwał go woźnica, który pośpieszył z radą, by obejrzeć zachód słońca. Zaprawdę warto było popatrzeć.
Obrazek