Muszę zadbać o promocję moich dzieł, dlatego zgłaszam kilka wierszy, które napisałem jeszcze u barbarzyńców.
Róże Heliobagala
Żródło
Z fresków i posągów patrzyli bogowie
Olimpu oczami złota i kryształów;
Z fresków i posągów widzieli wodzowie
Republiki rozkład rzymskich ideałów,
Ale żaden spośród nich się nie poruszył,
Ponieważ cesarz Heliogabal laurowy
Wieniec przywdział. Szlachetną prawicą wzruszył
I jakby na jego rozkaz wiatr majowy
Przyniósł aksamitny zapach oleandrów.
Sługa pędem podał papier i atrament.
Młody władca – niczym bohater Hellenów,
W jedwabiach, nieczuły na prostaczków lament
Rozsiadł się nader wygodnie – będzie tworzył!
A u jego stóp na sofach i poduszkach
Najpiękniejszy kwiat młodzieży się rozłożył.
Wił się w bólu ekstazy i potu strużkach.
Złączeni duszami, sprzężeni ciałami,
Z winem w tętnicach i rozkoszą w źrenicach
Oddawali cześć Bachusowi tańcami
Lędźwi. Uniesieni na cesarza oczach,
Który z boską godnością ich kontemplował
I tylko czasami wygładził sukno szat,
Lub umoczył karminowe wargi w winie.
Królewski, niemy i poważny majestat
Apolla zawarły jego twarzy linie.
Karmelowa karnacja skóry Augusta,
Czerń loków oraz brody, głębia spojrzenia,
Proporcje ciała, gładkie lico i usta –
Cesarz był synem muz, źródłem ich natchnienia!
A wszyscy wokół? – jakby niegodni istnienia.
Gdy młodość osiągnęła szczyty upojenia,
Nagle powstał ze swojego podwyższenia.
Dał znak ręką pośród ogólnego drżenia –
Z nieba spadł wonny deszcz tysięcy płatków róż,
Które, przydusiwszy, pogrzebały kochanków.
Z nieboskłonu spadł wonny potok płatków róż,
Który uświęcił dla muz ofiarę z baranków.
I dopiero pośród głuchej ciszy sacrum
Na obliczu władcy zagościł perlisty
Uśmiech. Począł pisać nieśmiertelne dzieła,
Wdychając oszałamiający zapach
– miłości,
Altborczyk
Źródło
Altborczyk dumnej postawy przemierza ulice.
W przepysznym stroju ze złota i drogich kamieni
Niczym bóstwo z dalekiego Orientu się mieni.
I rzuca diamentowy blask na przechodniów lice.
Altborczyk w tłumie mieszkańców stolicy sarmackiej
Z głową laurem uwieńczoną jak Helios jaśnieje,
Który opuścił mieszkanie świątyni niebiańskiej,
A w jego dłoniach lira i pióro triumfuje.
Ale tylko niektórzy przystają chwilkę w biegu,
By ucałować nabożnie rąbek jego szaty
I odchodząc odmienieni z cząstką jego blasku.
Ale tylko niektórzy wsłuchują się w jego mowę
I kontemplują ją w ciszy swojego umysłu,
Przyozdabiając swą duszę w standardów koronę.
Prolog
Źródło
Czym się stałeś?
Z herbów oblazła pozłota i w jedwab wżarły
Się mole, szumne idee i piękno zmarły,
Pozostały dumne słowa oraz wspomnienia
Dni minionej chwały, też niewielkie marzenia
Gubione gdzieś wśród celebracji pustej formy.
Liczy się już zachowanie minimum normy!
Dokąd zmierzasz?
Z pustej formy wyradza się kolejna pustka,
Przemijalność mija, by ustąpić kolejnej,
Sen o rzeczywistości, który bierzesz w marnej
Swej głowie za realność… nicość i pustka.
Niegodziwość stwarza niegodziwość, by zepchnąć
Cię w odmęty i śmiech na usta Hadesa tchnąć.
Jest nadzieja?
Oto przyszła już jesień i pora umierać,
Wiatr rwie kosztowne tkaniny liści i miota
Nimi bez pardonu. Wspomnienia wiosny – wota
Ofiarne, które będą nas teraz ożywiać.
Bogowie na wysokościach nieb wysłuchują
I drzewa z czasem swoją nagość okrywają.
Apollo i Hiacynt
Źródło
W leśnym gaju nad brzegiem szemrzącego strumienia
Siadywał Apollo i pieśni Homera śpiewał.
Otaczał go jasny blask ludzkiego uwielbienia,
Choć tylko jeden Hiacynt go naprawdę miłował.
Błękitne oczy, głębokie niczym lazur nieba,
Głos przesłodki godny słowika olimpijskiego,
A przede wszystkim umysł warty miana boskiego.
Na kochanka wybrał śmiertelnika syn nieba.
Wzajemnie badali swoje młode, czyste ciała
I spijali słodki zapach gorących oddechów.
Dwa serca zjednoczyła jedna Amora strzała.
W skrytości serc tylko oni siebie rozumieli,
I choć Hiacynt zamieszkał w królestwie Hadesa,
Wiecznym się stało piękno, które razem stworzyli.