Wasza Królewska Wysokość,
propozycja WKW ma jedną poważną wadę - nie uwzględnia istnienia i aktywności partii politycznych oraz nie predestynuje ich do pełnienia ról, jakie w państwie demokratycznym lub quasidemokratycznym normalnie sprawują, będąc ośrodkami rodzenia się i rozwoju ideologii politycznych oraz ich przekuwania w konkretne działania. Tak więc w wystąpieniu WKW nadal dostrzegam głosy osób skandujących hasło "śmierć polityce!".
Pavel Svoboda pisze:Co się zaś tyczy naprawy Parlamentu, zwróciłbym najpierw uwagę na to, co konkretnie jest problemem. Zidentyfikowałbym dwa naczelne problemy, z którymi borykaliśmy się we wszystkich parlamentach.
Pierwszym jest brak kandydatów. (...)
Drugim problemem jest marazm, jaki dopadał prawie wszystkie nasze organy kolegialne, bez względu na to, czy pochodziły z wyborów czy z nominacji.
Nie zgadzam się również z diagnozą problemów. Nie są nimi ani brak kandydatów ani marazm organów kolegialnych. Z czego wynika brak kandydatów? Czy organy popadają w marazm czy ludzie je tworzący? Uważam, że WKW błędnie uznał je za problemy, a w mojej opinii stanowią one skutki problemów, jakimi są: bierność społeczeństwa i niechęć do aktywności lub wypalenie z aktywności poszczególnych osób. Problemy te rozumie doskonale Jego Królewska Mość, który w swoich wystąpieniach inauguracyjnych stwierdzał, że problemem jest struktura społeczeństwa. Jest ono zdominowane przez beneficjentów systemu Królestwa, obserwatorów "życia" publicznego oraz klientelę, częściowo, proszę wybaczyć słowo, upierdliwą (
to mi się nie podoba, to też mi się nie podoba, tamto też jest złe, ale ostatecznie niczego nie kupię, bo przychodzę tylko skrytykować). Tę część społeczeństwa można nazwać bierną, umiarkowanie zaangażowaną, ale jednocześnie dość wpływową. W roku ubiegłym ta część społeczeństwa stanowiła zbyt dużą masę, aby Królestwo nabrało impetu i werwy. Obecnie obserwujemy napływ młodych, kreatywnych i energicznych obywateli, których masa w strukturze społecznej znacząco wzrasta, przez co przekroczony już jest lub za chwilę będzie punkt krytyczny, w którym system konstytucyjny dopasowany do obowiązków (ale nie interesów czy oczekiwań, bo te wszyscy zawsze mają podobne) starej struktury społecznej nie może być utrzymany. Symptomy tego są dla wnikliwych obserwatorów doskonale widoczne. To, co należy zrobić, to dać ludziom aktywnym możliwości zdobywania władzy i prowadzenia polityki kraju. Jego Królewska Mość stawia na aktywnych. Ja stawiam na aktywnych. Stawianie na system konstytucyjny, który nie premiuje i nie generuje aktywności, nie stanowi pola dla aktywności jest grą w totolotka i oczekiwaniem trafienia szóstki w każdym losowaniu.
Pavel Svoboda pisze:Konstytucja z 2011 roku próbowała rozwiązać ten problem ustanawiając Radę Królewską - stały organ powoływany przez Króla, który przejmował kompetencje Izby Poselskiej w wypadku gdy przeprowadzenie wyborów do IP było niemożliwe w skutek braku kandydatów. Konstytucja z 2015 roku oferuje podobne rozwiązanie, zgodnie z którym Król powołuje Lordów Senatorów dla uzupełnienia ewentualnych braków w Parlamencie. Jeśli wyborów nie da się przeprowadzić ze względu na brak kandydatów, Król ma prawo powołać większość Parlamentu samodzielnie.
Na początku warto powiedzieć osobom nieznającym systemu konstytucyjnego lat 2011-2014, że w części dotyczącej parlamentaryzmu działał on tak, że istniała demokratycznie wybierana Izba Poselska (IP), a gdyby nie została wybrana (np. za mało kandydatów) wówczas w jej miejsce mogła wkroczyć Rada Królestwa złożona z określonych osób z urzędu, na ogół mianowanych przez Króla. Problem polegał jednak na tym jak aktywne były to organy, kto je tworzył i jak miały przejmować po sobie władzę. Izba Poselska z natury miała być organem aktywnym, a Rada Królestwa biernym. Izbę Poselską tworzyli ludzie pochodzący z wyborów powszechnych, którzy chcieli coś w państwie i z państwem robić. W Radzie Królestwa
zasiadali (słowo klucz) z automatu ludzie w większości po prostu znający się z królem, czyli namiestnicy albo ich poplecznicy oraz królowie seniorzy. Byli tam także: Premier i Marszałek Izby Poselskiej, czyli osoby pochodzące z organu aktywniejszego (IP). Izba Poselska działała tak długo, jak w społeczeństwie istniała grupa aktywnych i młodych. Gdy jej zabrakło Izba padła. I tu miała wkroczyć Rada Królestwa, która nigdy aktywna nie była. Innymi słowy: organ który stał się bierny miał być zastąpiony organem jeszcze bierniejszym i jeszcze bardziej niesprawnym.
Ludzie pochodzący z wyborów zawsze byli aktywniejsi niż ludzie pochodzący z królewskiego mianowania, dlatego w projektowanej Konstytucji z 2015 roku starałem się, aby lordów senatorów pochodzących z mianowania nie mogło być tyle samo, co tych pochodzących z wyborów. Wyszło jednak tak, że król i jego stronnicy chcieli "zabezpieczyć" system przed niewypałem wyborów i móc powoływać więcej lordów senatorów. Tylko co to za zabezpieczenie, kiedy biernych obywateli zastępuje się biernymi delegatami Korony? Tak więc zgoda WKW - Konstytucja z 2011 roku działała ponownie w tej z 2015 roku:
w razie zawału aktywności społecznej miano wprowadzać bierny czynnik królewski. A najlepiej jeszcze, żeby niekadencyjnie - zgon państwa gotowy.
Pavel Svoboda pisze:Nie zaliczyłbym do problemów samego aktu wyborów. Jeśli spojrzymy na praktycznie wszystkie wybory, jakie kiedykolwiek przeprowadziliśmy, liczba głosujących zawsze przewyższała liczbę osób aktywnych w bieżącym życiu Dreamlandu na forum czy liście dyskusyjnej. Głosowanie w wyborach to jedna z tych prostych form aktywności, do których zawsze mamy chętnych.
Wasza Królewska Wysokość i pozostali uczestnicy debaty pozwolą, że posłużę się pewnym rysunkiem, który udowodni, że akt wyborów może być problemem. Spójrzmy:
Widzicie kuriozalną sytuację?
Czynne prawo wyborcze posiadają obywatele
bierni, dla których taka forma aktywności, tj. kilka kliknięć by zagłosować na kogoś, kto się im podoba nawet bez słów "dzień dobry" w lokalu wyborczym jest świetna! Akt wyborczy spełniony! Jest aktywność! Publicznie jednak śladu po niej nie widać, poza oczywiście liczbami w obwieszczeniu Komisarza Wyborczego, ile to osób głosowało! Spełniło swój obowiązek wobec państwa, było aktywne (sic!).
Bierne prawo wyborcze posiadają obywatele
aktywni, którzy starają się przekonać biernych, aby na nich zagłosowali. Wytłuszczę to lepiej:
Aktywni pompują swoje wysiłki publicznie po to tylko, aby jakiś martwy wpis w CRM na nich zagłosował. Czy wpis w CRM ma większą władzę od aktywisty, który stara się o jego głos?
Para idzie w gwizdek. Wszyscy wiemy i było to już tu mówione, że proces wyborczy i pierwsze tygodnie działania organu wybranego są okresem najaktywniejszym dla kandydujących jak i wybranych. Spójrzmy jednak na co idzie w tym czasie ich aktywność. Kandydaci przekonują biernych, aby ich wybrali, czasami opowiadając bajki i obiecując cuda na kiju, a kiedy część z nich zostanie wybrana organ wybrany musi się zorganizować, wybrać swoje władze itd. Na te bezsensowne działania marnuje się najlepszy czas aktywności w całym cyklu wyborczym. Kiedy organ wybrany ma stanowić jakieś prawa to wtedy zaczynają się schody, więc parlamentarzyści biorą sobie urlopy. Stać ich. Pensja leci przecież za sam fakt bycia parlamentarzystą, a nie za to, co się robi w Parlamencie. Na dodatek przyjęło się, że ustawy pisze Rząd, czyli władza wykonawcza. Totalny lajcik. Wystarczy tylko zagłosować kiedy karzą. Tyle, że to potrafi też małpa, nawet taka nie tresowana.
SYSTEM Z AKTEM WYBORCZYM JEST BEZSENSOWNY.
Pavel Svoboda pisze:Dlatego uważam, że rozwiązanie zaproponowane przez diuk von Witta mija się z problemem. Usunięcie samego aktu wyborów z procesu wyborczego niczego nie rozwiązuje. Obawiam się, że problem braku kandydatów bardzo szybko wykoleiłby taki system, gdy okazałoby się, że partia X otrzymała do obsadzenia 3 mandaty, ale nie jest w stanie znaleźć wśród swoich członków trzech chętnych do ich objęcia.
Myślę, że jedynym skutecznym rozwiązaniem tego pierwszego problemu jest stanowienie prawa osobiście przez Króla dekretami. Jeśli do Parlamentu nie zgłosi się minimalna liczba osób, zamiast tworzyć zastępczy organ z nominacji, Król powinien w takich wypadkach przejmować kompetencje Parlamentu osobiście.
Nie ma problemu braku kandydatów. Kiedy nie ma kandydatów nie ma ludzi aktywnych i to jest problemem. W proponowanym przeze mnie modelu obsadzania mandatów jest powiedziane, że osoby działające w partiach dostają mandaty z automatu proporcjonalnie do preferencji osób głosujących na Premiera. Jeśli nie mają na tylu działaczy, aby obsadzić swoje mandaty, mandaty wolne obsadza Król. Być może warto wykorzystać postulat WKW, aby w sytuacji, kiedy mandaty wolne miałyby stanowić więcej niż połowę mandatów to wówczas po prostu Król miałby stać się na wybraną kadencję Premiera Parlamentem. Skoro i tak musiałby wyznaczyć więcej niż połowę jego składu z mandatów mu przysługujących to lepiej, aby sam (dla sprawności stanowienia prawa w czasie bessy aktywności społecznej) je stanowił.
(-) Daniel diuk von Witt