Cechą charakterystyczną dawnej prasy dreamlandzkiej - mniej więcej do przełomu 2009/2010 - był techniczny brak możliwości komentowania publikowanych materiałów. Ta dokuczliwość, zrozumiała w epoce poprzedzającej erupcję blogosfery i w jakimś ułamku łagodzona przez zdawkowe, tępawo-rytualne laudacje na listach dyskusyjnych, niejednokrotnie czyniła z naszych gazet statyczne słupy ogłoszeniowe. Jako taka miała na ogół ujemny wpływ na motywację autorów, którzy poruszali się po omacku, bez możliwości ożywczej konfrontacji z odbiorcą. Nie mieliśmy do dyspozycji narzędzi, jakie stwarzała choćby Brama Sarmacka i w tym, między innymi, upatruję źródła wielu retorycznych aktów strzelistych, tego ponurego monologowania całego pokolenia dreamlandzkich redaktorów, którzy całymi latami przemawiali do szarej ściany. Brakowało tu przeciągów, ruchu powietrza, dyscyplinującej pałki zniecierpliwionego czytelnika. Tego już nie zmienimy - i może dobrze, bo była to szkoła przetrwania na bezludnej wyspie, która zahartowała całą generację, przygotowując do tego, co przed nami. Chciałbym jednak ponownie wprowadzić przynajmniej niektóre teksty do obiegu, otwierając przestrzeń do nowej dyskusji pod każdym z nich.
Z tego wyszliśmy, donikąd nie doszliśmy. eśli niektórzy z Was podskórnie przeczuwają, że "dreamlandzkość to nienormalność" - by sparafrazować klasyka -tutaj znajdą potwierdzenie. Na pierwszy ogień idą teksty chronologicznie najstarsze, związane z najwcześniejszym - magmowym okresem naszej aktywności, gdy wszystko było nowe i upiorne.
Byłoby idealnie, gdyby każdego tygodnia trafiało tu coś nowego. W zamierzeniu - również materiały związane z Sarmacją, Wandystanem i Scholandią, a zatem tymi państwami, z którymi zawsze wchodziliśmy w jakąś konfigurację. Do projektu zapraszam wszystkich zainteresowanych.
- (-) Edward II, r.