Mikropatrologia

Powiększanie wspólnego dobra, walki o władzę. Esencja dreamlandzkiego życia.
Awatar użytkownika
McMelkor
Posty: 229
Rejestracja: 18 sie 2010, 23:19
NIM:
Kontakt:

Mikropatrologia

Post autor: McMelkor »

http://micronations.wikia.com/wiki/Cate ... patriology

Jak można było się spodziewać, inne sektory językowe także dorobiły się własnych koncepcji naukowych mikronacjonalizmu, tak jak my mieliśmy swój mikrouniwersalizm (w wersji Pietraczuka niestety dość prymitywny), teorię nowego świata, scholandzką filozofię nowego świata i inne.
Dopiero przed chwilą znalazłem ten katalog. Zdaje się, że "mikropatrologia" to odmiana puryzmu mikronacyjnego, odwołująca się do pierwotnych założeń ojców założycieli. Na razie nie pokuszę się o żaden szerszy komentarz, ale mogę z całą pewnością powiedzieć, że kontakt naukowy z przybyszami z obcych "planet" mógłby przynieść nam wiele korzyści. Udało mi się także ustalić, że nie jest prawdą, że systemy gospodarcze są występują tylko w polskim sektorze językowym. Znają je nawet Rosjanie, a także frankofoni oraz Flamandowie i Holendrzy.

Coś dla JKW Pavla Svobody: http://micronations.wikia.com/wiki/Inte ... Federation

Wygląda na to, że możliwa jest także współpraca sportowa. ;)
᚛ᚄᚔᚋᚑᚅ ᚋᚐᚉ ᚋᚓᚂᚉᚑᚏ᚜
http://elderland.dreamland.net.pl/serwis/
Franciszek Józef II
Posty: 25
Rejestracja: 24 sie 2010, 22:21
Numer GG: 5436188
NIM:
Lokalizacja: Wien
Kontakt:

Re: Mikropatrologia

Post autor: Franciszek Józef II »

Hm, zawsze ceniłem poglądy Ekscelencji oraz Ekscelencji de Brolle'a w dziedzinie idei mikronacjonalizmu, choć niekoniecznie zgadzam się z ich uwypukleniem nad inne przejawy mikronacyjnej aktywności.

Także - nie jestem skłonny zgodzić się z formą prezentacji tych poglądów. Gdybyśmy mieli scharakteryzować doktryny polityczno-prawne (tak je z przyzwyczajenia nazwę) istniejące w mikroświecie, zaraz przypomina się prosta jak budowa cepa "doktryna Kościńskiego", wyrażona w jednym czy dwóch zdaniach. To nie jest imponujący wynik.

Oczywiście gdzieś na dalszym planie będą "główne nurty" poszczególnych państw, zazwyczaj będące mniej lub bardziej składnymi zbiorami przemyśleń ich twórców czy władców - niejednokrotnie brzmiące w ten sposób, że "władca bawi się w filozofa" i wygaduje coraz więcej dyrdymałów. Sam zresztą mam w tym swój dość pokaźny (niekoniecznie pozytywny udział).

Gdyby scharakteryzować pewne realnie istniejące nurty ideowe mikroświata, powstałyby one w dużej części na bazie przypadkowych przemyśleń twórców państw - wynikających trochę z uwarunkowań naszego realnego "ja", a trochę z wymogów świata mikronacyjnego. Można śmiało powiedzieć, że każdy z nas pewnie ma swoją "Małą Czerwoną Książeczkę" składającą się z podobnej ilości opowiadanych bzdur i rzeczy całkiem mądrych.

Ale należy zadać pytanie - czy to nie jest po prostu kwestia stylu rządzenia? W jednych państwach panuje urzędnicze zamiłowanie do biurokracji, w innych przesadnie liberalne traktowanie przepisów. Czy w gruncie rzeczy nie sprowadza się to do prostego sporu, w jaki sposób rządzić?

Jestem raczej praktykiem niż teoretykiem, toteż teoretyczne rozważania nie są moją najmocniejsza stroną. Nie znaczy to jednak, że ich nie doceniam. Natomiast odnoszę wrażenie, że polski mikroświat jest jeszcze trochę zbyt młody i zbyt mało rozległy, by było w nim miejsce na szereg idei. Po prostu - zawsze będzie to przerost formy nad treścią. Cenię inicjatywy "Nowego Średniowiecza", ale czy idee tak naprawdę mogą istnieć, kiedy narzucony został "imperatyw wielkości państwa"?

Poza polskim mikroświatem rzadko spotkałem się z podejściem tak dla nas charakterystycznym, w stylu "jesteśmy więksi", "wchłoniemy Was", "z frajerami nie gadamy". Jeżeli istnieje mikronacja jednoosobowa, to i tak się ją szanuje - dopóki jest to interesująca inicjatywa. Albo nadal będziemy egzystować w tak zwanym "wyścigu szczurów", albo zaczniemy szanować się takimi jakimi jesteśmy. Szczerze mówiąc, o wiele bliżej mi jest do tych mikronacji zagranicznych niż do tak wielu u nas państw nijakich i zupełnie jałowych, w których - czasem mimo ich wielkości - nudziłbym się w pierwszych paru minutach.

Kwestia wyboru - albo dalej będziemy małym, polskim zaściankiem, gdzie liczy się "liczba userów", albo wyleczymy się z "kompleksu leblandzkiego" (zjawiska powstałego po definitywnym upadku Leblandii - kiedy to zupełnie zarzucono ideę państw mniejszych, ale ciekawszych) i będzie miejsce na tworzenie idei.

Istotnym jest, by nie zgadzać się tylko i wyłącznie na "rankingowość" polskich mikronacji - którą narzucono parę lat temu i od której nie można się uwolnić. Dopóki mieszkańcy państw będą wierzyć, że wartość ich wirtualnych ojczyzn jest tak duża, jak liczba ich obywateli, daleko nie zajdziemy. Raczej powinni uwierzyć, że ich państwa są wartościowe - bo są ich, bo nawet jeżeli bawią się we trójkę, to tworzą coś razem, coś fajnego, interesującego.

Dopiero wówczas, gdy przestaniemy się "mierzyć", gdy zaczniemy się nawzajem szanować - będzie miejsce na idee.
Franz Josef von Habsburg
Awatar użytkownika
Krzysztof Bojar
Posty: 165
Rejestracja: 28 mar 2012, 22:34
Numer GG: 42247879
NIM: 973820
Kontakt:

Re: Mikropatrologia

Post autor: Krzysztof Bojar »

Wasza Cesarska i Królewska Mość, czuję się trochę wywołany do tablicy, bo bez wątpienia w tym rankingowym nurcie jest i Sarmacja. Parę lat temu w dużej mierze zgodziłbym się z tezami WCiKM, szczególnie przypominając sobie groteskową farsę "największej polskiej mikronacji", nie kasującej martwych dusz i z trzema aktywnymi mieszkańcami.

Jednak, rankingowość nie jest jedynie fanaberią polskich mikronacji. Trzeba zauważyć, że państwa takie jak KS, Dreamland czy Scholandia są skonstruowane właśnie na taką rywalizację, wyewoluowały jako państwa duże, dominujące, pełne aktywnych ludzi. Nie uważam, aby było to coś zdrożnego, takie podejście zapełnia pewną naturalną przestrzeń na "rynku". Musi istnieć jakiś mainstream, w którym rzeczą absolutnie naturalną jest silna rywalizacja.

Natomiast kryzys w tych państwach nie pojawia się tylko przez stan ducha mieszkańców, ale też przez ich obiektywne niedostosowanie do funkcjonowania na mniejszą skalę - to wymagałoby nie tylko drastycznego ich zreformowania, ale wręcz przedefiniowania. Są to konstrukty, których mocno ograniczona ilość ludzi zwyczajnie nie jest w stanie udźwignąć. Widać to nawet w KS, gdzie wiele inicjatyw, dawniej zawsze aktualizowanych i otaczanych opieką, popadło w ruinę z braków kadrowych, i straszy w formie takich żywych trupów. Wiele rzeczy zbyt mocno się rozrosło, ale czasami trzeba ogromnie dużo odwagi, aby zdecydować się na usunięcie martwej tkanki. I trwa ona na zasadzie "może kiedyś ktoś coś z tym zrobi".

I także, nawet w tej dużej Sarmacji, widziałem zawsze sporo zrozumienia dla mniejszych projektów. Z natury były one trochę poniżej fal naszych radarów, ale nie widywałem ludzi zainteresowanych sprawami zagranicznymi, którzy z pogardą traktowaliby ciekawe pomysły na mniejszą skalę. One funkcjonują po prostu w trochę innym porządku. Czasami z bardzo ciekawymi efektami - acz z natury rzeczy, często mniej trwałymi.

Nie wiem, czy pomysłem jest, abyśmy wszyscy próbowali wpasować się w jeden lub drugi porządek. Na pewno nie każdy powinien pchać się do mainstreamu, bo nie każdy tam pasuje. Sarmacja jest trochę jak "Fakt" (choć szczęśliwie niemal nigdy na podobnym poziomie tandety ;p), dla każdego coś miłego, kolorowo i sensacyjnie. Nie stanie się ona nagle elitarnym czasopismem, tak jak kiepskim pomysłem jest, aby czasopismo próbowało się do niej bardzo upodabniać dla większej liczby czytelników. Może myślą jest, aby umieć się przeorientować, gdy zachodzi taka potrzeba. Ale takie dostosowanie się jest niezwykle trudne, i wymaga ogromnej odwagi. I wcale nie daje gwarancji sukcesu.
(-) Krzysztof Bojar
Minister Spraw Zagranicznych
Franciszek Józef II
Posty: 25
Rejestracja: 24 sie 2010, 22:21
Numer GG: 5436188
NIM:
Lokalizacja: Wien
Kontakt:

Re: Mikropatrologia

Post autor: Franciszek Józef II »

Ekscelencjo,

Kłopot w tym, że miejsce dla takiego mikronacyjnego "Faktu" jest jedno. "Koncepcja userów" czy "koncepcja rankingów" będzie sprawdzać się, załóżmy, w Sarmacji, ale tylko tam. Doskonale pokazuje to przykład yoyonacji i II Wandystanu. Yoyonacje przede wszystkim chciały "być jak Sarmacja", nie mając szansy jej prześcignąć. Drugi Wandystan, jak wiele razy mówił mi mandragor Pupka, miał być taką "lepszą Sarmacją", "Sarmacją 2.0". Wyszło? Zdecydowanie nie, bo nie mogło wyjść.

Nie chodzi o to, by Sarmacja zrezygnowała z takiej idei, jaka jej pasuje. Chodzi o to, by mikroświat przestał sam sobie ją narzucać, bo "mainstream" skierowany na jedno państwo zawsze będzie dla tych innych szkodliwy. Mówię - sam sobie ją narzucać, bo kilka zjawisk niezależnych od Grodziska pozwoliło na to, by główny nurt ukuł się w ten, a nie inny sposób.

Pewnie jest wiele dziedzin, w których "ideałem mainstreamu" byłby Dreamland czy Austro-Węgry - sam fakt, że tyle państw "z charakterem" wzoruje się na naszych rozwiązaniach, jest miły (polecam lekturę paru ustaw, skopiowanych od nas ;-) ) - ale nic więcej z tego nie wynika. Wszystko zależy od tego, jak ułożymy "mainstream" i czy w ogóle go ułożymy. Samo to pojęcie w świecie tak egalitarnym i demokratycznym, jak mikronacje - wśród ludzi tak bardzo świadomych - jest moim zdaniem nieszczególnie szczęśliwie użyte.

Nikt nie każe zmieniać się takim państwom, w których mocna jest "koncepcja userów". Ot, po prostu - mikroświat winien się opamiętać i zrozumieć, że warto tworzyć własne społeczności, choćby były niewielkie. Dopóki czuje się, że jest to fajna, ciekawa zabawa, dopóki nas to interesuje - warto. Mierzenie się tylko ilością jest szkodliwe, co pokazał przykład Scholandii - do dziś pamiętam słowa księcia Mateusza Walczaka, który w Warszawie wspominał o tym, że państwo potrzebuje tyle i tyle osób, by istnieć. A małe państwa, często ciekawsze niż te wielkie, mają po pięciu obywateli i im wystarczy ;-). Zresztą wymienił Ekscelencja Dreamland i Scholandię obok Sarmacji - moim zdaniem odrobinę niesłusznie. Dreamland już dawno nabrał swojego - interesującego - charakteru, inaczej jego los byłby zdecydowanie gorszy, Scholandia zaś niestety nie udźwignęła tego ciężaru i ciężko mówić o niej już jako o dużym państwie.

Jedyne, co próbuję wykazać, to to, że nie będzie miejsca na rozbudowane idee, dopóki będzie się powielać inne państwa - nie ma miejsca dla dwóch Sarmacji, Austro-Węgier czy Dreamlandów. Można wykorzystać pewne idee, ale kopii być nie może - bo nigdy nie będzie się lepszym od tego państwa, które chce się prześcignąć.

Mainstream należy rozbić, skoro każde państwo o konkretnym charakterze może być tylko jedno. Inaczej nie będzie miejsca na wielkie idee i fajne pomysły, a raczej zaprzestanie działalności tych mniejszych.
Franz Josef von Habsburg
Awatar użytkownika
Krzysztof Bojar
Posty: 165
Rejestracja: 28 mar 2012, 22:34
Numer GG: 42247879
NIM: 973820
Kontakt:

Re: Mikropatrologia

Post autor: Krzysztof Bojar »

Oczywiście nie sugerowałem nigdy, aby Dreamland nie miał charakteru. Wg. mnie miał go zawsze, bez względu na skalę. Sarmacja zresztą, w moim odczuciu, też nie całkiem jest go pozbawiona. :)

Ale nadal nie wydaje mi się, aby ta "rankingowość" była chorobą w polskich mikronacjach tak powszechną. Oczywiście yoyonacje były jakie były, ale nie tylko przez Sarmację, ale też przez to, jaką mentalność prezentowali ich założyciele. Przede wszystkim dlatego nie stworzyli oni żadnych ciekawych idei - o ślepe podążanie za schematem nie warto obwiniać tylko schematu.

Małe, bardzo ideowe mikronacje funkcjonowały nieraz dobrze i produktywnie, jednak przyczyny ich upadania bywały zazwyczaj bardzo prozaiczne - wypalanie się twórców i trudności ze zdobyciem nowych mieszkańców. Co wynika co najmniej w równej mierze z preferencji ludzi obecnych w polskim mikroświecie, co jakichś jego bardziej systemowych charakterystyk. Sarmaci w dużej mierze są w KS, bo im tam dobrze. Z dala od mniejszych i bardziej wyprofilowanych projektów trzyma ich raczej ta właśnie preferencja, niż obsesja liczb i wielkości.

I WCiKM, ze Scholandią dokładnie to miałem na myśli. To jest państwo umarłe, ale państwo, które wobec cały czas narastającego kryzysu nie umiało się zreformować. Państwo które wolało mieć 50 wakatów na stanowiskach urzędniczych, niż przedefiniować się, zmienić formułę funkcjonowania. To jest państwo o dużych strukturach, wielkim portalu, którym już nie ma kto zarządzać. I nie widziałem tam nawet myśli, aby coś z tym zrobić - jest jedynie marazm i pozory funkcjonowania podstawowych instytucji.

JKW Pavel Svoboda ostatnio wygłosił w parlamencie Dreamlandzkim odważną myśl, że formuła prowincji się wyczerpała, a działania już dokonywane, w formie łączenia prowincji, są niewystarczające. Trzeba pozbyć się całego konceptu, bo w obecnych warunkach on już nie zadziała. To jest ten rodzaj myślenia poza schematami, który bez wątpienia jest dziś potrzebny. Bo mocno zmieniły się warunki względem tych, w których ten "główny nurt" się kształtował.

I rzecz jasna, zgadzam się, że nie warto kopiować. Jednak jak już WCiKM raczył pośrednio wskazać, kopie i państwa bez pomysłu historia dość skutecznie wymiata. Rankingowość, w moim odczuciu, wcale nami nie rządzi. Problemem jest jej przełamanie tam, gdzie ludzie już do niej przywykli z racji dawnych sukcesów, a dziś odbiera im ona chęć do działania. :)

PS Nie wiem, z jakiego okresu pochodzi wypowiedź JE Mandragora, ale kompletnie się z nią nie zgadzam. Wandystan pod wieloma względami naśladował Sarmację, ale też miał swoją unikalną specyfikę - to trochę jak zrównać wspominany przeze mnie "Fakt" z "Nie" - dla wielu oba są równie niestrawne, ale zapełniają trochę inne nisze, w dużej mierze niekompatybilne. Co uwidoczniło się przy projektach zjednoczeniowych, ku zaskoczeniu sarmackich ojców-założycieli MW. ;) Dziś sytuacja trochę się zmieniła, ale też Sarmacja jest wyraźnie inna, pod wpływem wandejskich książąt - których odejście, razem z tym właśnie przeprofilowaniem Księstwa z stronę bardziej wolnościową, było w moim odczuciu ostatecznym powodem upadku MW. Naruszyło tą właśnie, za czasów poprzednika Michała Feliksa skutecznie wypychaną z Sarmacji, wandejską niszę.

PPS Oczywiście, mówienie o "mainstreamie", czy też to porównania do "faktu" są trochę naciągane. Mam jednak nadzieję, że moje myśli są w miarę zrozumiale, rzeczywiście nie chciałbym pisać na ten temat traktatów naukowych, bo ciężko byłoby mi dobrze opisać te zjawiska. ;)

PPPS I obok "Faktu" jest "Super Express", który prawie niczym się nie różni, a ma się równie dobrze. Wszystko jest kwestią wielkości rynku - w mikronacjach jest już malutki niestety, ale dawniej dawał tą przestrzeń. I gdyby nie kryzys demograficzny, wątpię, aby Scholandia dziś miała takie problemy. Pewnie miała by jakieś, ale z większej puli byłaby w stanie uszczknąć dość, aby w miarę sprawnie funkcjonować. ;)
(-) Krzysztof Bojar
Minister Spraw Zagranicznych
Franciszek Józef II
Posty: 25
Rejestracja: 24 sie 2010, 22:21
Numer GG: 5436188
NIM:
Lokalizacja: Wien
Kontakt:

Re: Mikropatrologia

Post autor: Franciszek Józef II »

Moi rodacy pobiliby mnie, gdyby wiedzieli, że tak ochoczo dyskutuję z kimś z zagranicy ;-).
Ale nadal nie wydaje mi się, aby ta "rankingowość" była chorobą w polskich mikronacjach tak powszechną. Oczywiście yoyonacje były jakie były, ale nie tylko przez Sarmację, ale też przez to, jaką mentalność prezentowali ich założyciele. Przede wszystkim dlatego nie stworzyli oni żadnych ciekawych idei - o ślepe podążanie za schematem nie warto obwiniać tylko schematu.
Hm, "przez" Sarmację? Nie sądzę, że przez kogokolwiek - jak Ekscelencja powiedział: nie wina schematu, że ktoś go powiela.
Małe, bardzo ideowe mikronacje funkcjonowały nieraz dobrze i produktywnie, jednak przyczyny ich upadania bywały zazwyczaj bardzo prozaiczne - wypalanie się twórców i trudności ze zdobyciem nowych mieszkańców. Co wynika co najmniej w równej mierze z preferencji ludzi obecnych w polskim mikroświecie, co jakichś jego bardziej systemowych charakterystyk. Sarmaci w dużej mierze są w KS, bo im tam dobrze. Z dala od mniejszych i bardziej wyprofilowanych projektów trzyma ich raczej ta właśnie preferencja, niż obsesja liczb i wielkości.
I pewnie vice versa - jednych nudzi jedno, innych co innego. Co do wypalania się twórców - sądzę, że to jest właśnie problem "koncepcji rankingowości". W polskim mikroświecie praktycznie nie da się stworzyć państwa w oderwaniu od tejże. Weźmy Wolny Morvan (już abstrahuję od tego, że jest Ekscelencja przedstawicielem Sarmacji) - czy w świecie trochę mniej "rankingowym" mógłby istnieć? Pewnie, że mógłby, dopóki twórca miałby chęci. Michał O'Rhada jednak pochodził z Sarmacji, więc pewne elementy sarmackiej rzeczywistości wpłynęły na jego pojmowanie świata.

Nie to jest jednak problemem - pewnie każdy "mikronaród" ma swoją mentalność. U nas spokojnie można odróżnić Austriaka od Węgra, Scholandczykowi ciężko będzie wytrzymać sarmacki luz etc. Problemem jest to, by postawić temu światu granicę, której my jeszcze nie przekroczyliśmy. Granicę, przed którą jest miejsce na niewielki mikronacyjny światek (niewielki w tym sensie, że bez miejsca na głębsze idee i wielkie projekty), a za którą nagle powstaje w naszej przestrzeni "kilka" takich światków.

Pytanie - czy już jej nie przekroczyliśmy? Austro-Węgry znajdują się tu, gdzie się znajdują i w związku z tym mamy pewne uwarunkowania. Kiedyś na nasze sąsiedztwo narzekaliśmy, dziś wiemy, że jest to jedna z ciekawszych mozaik w mikroświecie. Może dlatego widzimy te przemiany, bo mamy obok siebie mnóstwo państw o konkretnym profilu, co można było zaobserwować na II Kongresie Wiedeńskim czy I Kongresie Vaarlandu. Nigdzie chyba na świecie nie ma takiego zatrzęsienia państw o przeróżnych charakterach - zaczęło się w regionie od Austro-Węgier, ale szybko dołączyła Surmenia, Winktown, Tyrencja, poten Nordia, Francja czy RON.

Nikt mi nie powie, że te państwa byłyby tak ciekawe, gdyby były częścią innych ;-). Tak samo, jak - proszę wybaczyć - Wandystan po pierwszej unii z Sarmacją zaczął mi się wydawać cholernie nudny ;-).
Franz Josef von Habsburg
Awatar użytkownika
Krzysztof Bojar
Posty: 165
Rejestracja: 28 mar 2012, 22:34
Numer GG: 42247879
NIM: 973820
Kontakt:

Re: Mikropatrologia

Post autor: Krzysztof Bojar »

Wandystan już przed pierwszą Unią był trochę nudny, a to dlatego, że popadł w dość wyraźny marazm. Nieporównywalny do tego, co działo się (albo raczej nie działo) przed obecną Unią, ale jednak, to brak życia wewnętrznego był najmocniejszym argumentem za zjednoczeniem. Po zjednoczeniu aktywność wielu osób, w tym moja, przesunęła się na arenę centralną, wiec rzeczywiście było niemrawo. Życie wróciło z okazji wielkiej burdy znanej jako Wandejski Czerwiec, i pozostało w MW dość długo - może właśnie dzięki temu okresowi stabilizacji i ładowania akumulatorów w ramach Księstwa. ;)

Oczywiście jestem w stanie się zgodzić, że obsesja liczby mieszkańców i łączenie państw tylko z powodu ich malej bazy ludnościowej bywa chybione - jednak przykłady takie jak zjednoczona Teutonia, czy Baridas pokazują, że może to i działać całkiem dobrze, zachowując swój pierwiastek inności. Nie widzę tutaj zbyt wielu trwałych reguł, poza regułą zdrowego rozsądku, czasami rzeczywiście pomijaną w pędzie do wielkości (albo w innych przypadkach: do przetrwania). ;)
(-) Krzysztof Bojar
Minister Spraw Zagranicznych
Awatar użytkownika
Edward II
król-senior
Posty: 1730
Rejestracja: 7 sie 2010, 22:59
Numer GG: 8606140
NIM: 873817
Lokalizacja: Domena Królewska - Ekorre
Kontakt:

Re: Mikropatrologia

Post autor: Edward II »

Franciszek Józef II pisze: Mainstream należy rozbić, skoro każde państwo o konkretnym charakterze może być tylko jedno. Inaczej nie będzie miejsca na wielkie idee i fajne pomysły, a raczej zaprzestanie działalności tych mniejszych.
Dyskusję można ciągnąć teoretycznie w nieskończoność, chciałbym jednak odnieść się do powyższej uwagi, mając jednak w pamięci wszystkie wyartykułowane to myśli o tzw. mainstreamie.

Zupełnie inaczej rozumiem to pojęcie i nie zdarzyło mi się dotąd posługiwać nim w kontekście opisanym przez WCiKM. Proponuję doprecyzować pewne sprawy.

W pierwszej kolejności mainstreamem należałoby określić najpowszechniejszy w polskim mikroświecie model państwa wirtualnego, jako organizmu opartego na infrastrukturze informatycznej, własnych kanałach komunikacji, pewnym porządku prawnym, organach władzy, etc. Z definicją taką koresponduje krótka lista warunków, jakie musi spełnić twór ubiegający się o członkostwo w Organizacji Polskich Mikronacji. W tym ogólnym sensie charakter mainstreamowy będą miały zarówno Trizondal, jak i Sarmacja, Dreamland czy Elderland, ale już tzw. forumnacje (państwa zredukowane do forum dyskusyjnego)- niekoniecznie. Różnica istotowa jest tu chyba wyraźna, przy czym obie grupy wyczerpują bardzo szeroką definicję państwa wirtualnego ("symulacja struktur państwa w warunkach cyberprzestrzeni"). Z jednej strony mielibyśmy zatem Austro-Węgry, z drugiej - Agurię. Tu mikronacja i tam mikronacja, ale jak pokazują choćby ostatnie wydarzenia w polskim mikroświecie - forumnacje traktowane są nieco per noga, bez względu na prezentowany poziom dyskusji na forum.

Mainstreamem w drugim rozumieniu nazwę państwa niesprofilowane, catch-allowe, obliczone na mikronautów o najróżniejszych poglądach politycznych, estetycznych czy religijnych. Tak rozpoczęły swój żywot Dreamland, Sarmacja i Scholandia.

Zupełnie inny charakter miało natomiast istniejące równolegle do ww. wymienonej trójki Cesarstwo Aztec (symulacja państwa i kultury Indian Ameryki Środkowej) – to jeden z chronologicznie pierwszych przykład państwa spoza mainstreamu. W tej grupie znajdziemy państwa oparte na pewnym kulturowym filtrze i warunkach brzegowych – czasem punktem wyjścia będzie tu kultura realnie istniejącego państwa, innym razem chodzić będzie o odtworzenie warunków historycznych którejś z poprzednich epok historii ludzkości. Dzisiaj państw sprofilowanych nie brakuje: Rotria, Elderland, Wandystan, Skarland, Nordia czy Austro-Węgry będą tu najlepszymi przykładami.

W tym sensie uwaga o rozbijaniu mainstreamu staje się nieco dyskusyjna.

"Wielkie idee" można rozwijać i propagować wszędzie: w 65-osobowym molochu i w 5-osobowej niszy. W tej drugiej łatwiej będzie o spójność doktryny czy jednomyślność wspólnoty (vide: wciąż rozwijany mediewalizm z Elderlandzie, socslawizm w Mikrosławii, sclavinizm/pinochetyzm z Sclavinii). Państwa większe, choćby w trosce o wewnętrzną stabilność i porządek publiczny, z reguły stawiają na pragmatyczne podejście do kwestii doktrynalnych (np. eklektyczna Sarmacja, choć cyklicznie zdarzają się wahnięcia w jedną bądź drugą stronę).

To, co mnie najbardziej interesuje, to odpowiedź na pytanie, dlaczego mikroświat zakrzepł w obecnym kształcie demograficznym. Od 2002 r. liczba mieszkańców pol. mikroświata pozostaje na zbliżonym poziomie (tj. 250-300 osób). Za państwa duże tradycyjnie uznajemy wspólnoty liczące 50-80 osób, średnie to te w granicach 15-45 obywateli, małe i bardzo małe - cała reszta. Te proporcje utrzymują się od lat; nie zdarzają się nawet chwilowe erupcje w postaci przekroczenia granicy 120-150 mieszkańców w jednym państwie. Być może kluczem do tej zagadki jest po prostu maksymalna liczba etatów urzędniczych, jakie takie państwo może wygenerować na centralnym (a więc najbardziej atrakcyjnym) poziomie zarządzania bez skazywania swych funkcjonariuszy na otępiającą bezczynność. Byłaby to jednak odpowiedź dość banalna.
Edward II, r.s.
Awatar użytkownika
Krzysztof Bojar
Posty: 165
Rejestracja: 28 mar 2012, 22:34
Numer GG: 42247879
NIM: 973820
Kontakt:

Re: Mikropatrologia

Post autor: Krzysztof Bojar »

Akurat na etaty urzędnicze bym nie patrzył jako na decydujący element, z mikronacjach istnieją zazwyczaj bardzo dogodne warunki dla samozatrudnienia, omnipotencja władz państwowych jest momentami bardzo wątpliwa. Choć nie powiem, abym miał jakiś błyskotliwy pomysł co do odpowiedzi na pytanie, dlaczego polskie mikronacje nie są w stanie przeskoczyć pewnej puli populacji, i dlaczego dziś raczej się kurczą niż rozwijają (możliwe, że są jakieś bardziej precyzyjne wyliczenia, ale mam wrażenie, że ludzi dziś jest zdecydowanie mniej niż w 2005 czy 2008 roku, kiedy byłem aktywny przez dłuższe okresy).

Oczywiście zgadzam się z tym drugim rozumieniem mainstreamu zaproponowanym przez Waszą Ekscelencję. Tylko, co już pisałem, jest to raczej rozumienie odnoszące się do przeszłości, nie do końca przystające do obecnych, kryzysowych czasów - mogło by ono doprowadzić do niezbyt uprawnionego wniosku, że w mainstreamie jest obecnie tylko ta samotna Sarmacja. Ale i taką bardziej uniwersalną definicję nietrudno byłoby skonstruować, jakby ktoś czuł potrzebę. ;)

W kwestii idei natomiast chyba rozsądnym założeniem byłoby, że małe mikronacje po prostu bardziej potrzebują silnej idei aby utrzymać się przy życiu. Duże, jeśli nie chcą się drastycznie skurczyć poprzez konflikt wewnętrzny, muszą zachować pewną neutralność na poziomie centralnym, konstruowanie idei zostawiając różnym mniejszym grupom, i co najwyżej niektóre z nich dowartościowywać bądź spychać na margines. Wandejska idea wolności i "fajnego państwa" narodziła się w KS i w znacznej mierze istniała w formie programu jednej z sarmackich opcji politycznych - a dla wielu, już w MW, stała się ona właśnie taką "wielką ideą", której zaprzedanie, nawet w imię ratowania państwa przez zapaścią, to zdrada, "Targowica" (bo takim przyjemnym określeniem radykałowie określali zwolenników pierwszej Unii z Sarmacją, w tym i mnie ;)). Choć nie chciałbym kończyć wywodu tradycyjnym stwierdzeniem podirytowanego akademika ("to zależy"), jestem przeciwny przesadnym uproszczeniom w tej kwestii - powstawanie idei chyba nie zależy od jednego, albo nawet kilku prostych czynników. Sprawa wydaje mi się dużo bardziej złożona niż jedynie problem "rankingowości". :]
(-) Krzysztof Bojar
Minister Spraw Zagranicznych
Awatar użytkownika
McMelkor
Posty: 229
Rejestracja: 18 sie 2010, 23:19
NIM:
Kontakt:

Re: Mikropatrologia

Post autor: McMelkor »

Franciszek Józef II pisze:Jestem raczej praktykiem niż teoretykiem, toteż teoretyczne rozważania nie są moją najmocniejsza stroną. Nie znaczy to jednak, że ich nie doceniam. Natomiast odnoszę wrażenie, że polski mikroświat jest jeszcze trochę zbyt młody i zbyt mało rozległy, by było w nim miejsce na szereg idei.
Polski Mikroświat, czy Mikroświat w ogóle? Gdzie, w których sektorach językowych znajdziemy grupy mikronacji starsze i liczniejsze? Za sprawą TomBonda van Dromera powstaliśmy ok. 2,5 roku po pojawieniu się pierwszej cyber-mikronacji, anglojezycznego Królestwa Talossy (21 X 1995 - pierwsze ogłoszenia Talossy w Sieci, 15 I 1996 - jej pierwsza strona internetowa, por. umowna data powstania Dreamlandu - 1 VIII 1998). To minimalne opóźnienie. Sektor niderlandzkojęzyczny powstał dokładnie 29 XI 1997, a luzofoński w 1996. Jeżeli jesteśmy za młodzi - za młodzi są wszyscy. To jasne, że internetowe mikronacje jako zjawisko społeczne w "realnym" ujęciu to nowy fenomen, ale percepcja czasu wewnątrz naszego świata jest zupełnie inna. Moje sześcioletnie życie w Elderlandzie to całe wirtualne wieki - widziałem dziesiątki państw powstających i upadających, dziesiątki wschodzących i zachodzących gwiazd mikronautyki. A przecież w porównaniu do moich dreamlandzkich kolegów jestem co najwyżej w średnim wieku, jeszcze całkiem młody.

Przyznam, że nie do końca wiem, co uwagi Waszej Cesarskiej i Królewskiej Mości mają do założonego przeze mnie tematu, ale rozumiem, że WCiKM korzysta z okazji, by je zaprezentować. To cenię. Zachęcam do dysput, bo tego właśnie nam brakuje. Cieszy mnie względna poczytność moich prac, jednak brak komentarzy odnoszących się do szczegółowej ich treści bywa mało budujący. Bardzo rad byłbym z pojawienia się polemisty. Widzę, że jednego właściwie już mam. Szkoda, że nie więcej.

"Kompleks leblandzki" to całkiem trafne określenie na rzeczywiście charakteryzujące wielu z nas (polskich mikronacjonalistów) przesadne zamiłowanie do liczb i liczebności zamiast jakości. Pozwolę sobie termin zanotować.
Poza polskim mikroświatem rzadko spotkałem się z podejściem tak dla nas charakterystycznym, w stylu "jesteśmy więksi"
Uwaga dotyczy chyba Anglosfery, która rzeczywiście jest niezwykle rozdrobniona. Rzekłbym, że w stopniu nawet przesadnym i nieco szkodliwym. Niektórych z tych krajów nie stać nawet na stronę główną i pozostają forumnacjami. Nie nazwałby tego szczytem rozwoju.

W Dreamladzie przytomne uwagi na podobny temat - nie rankingowy, zupełnie odległy od problemu wyścigu szczurów, ale również demograficzny, dotyczący kryzysu i rzekomego upadku - wygłasza Jego Królewska Wysokość Pavel Svoboda. Słuszność tego typu tez widzę wyraźnie na przykładzie różnic między mentalnością elderlandzką i dreamlandzką. Dreamland ma na stanie obecnie mniej więcej tylu obywateli, ilu miał Elderland w okresie świetności (demograficznej - okres świetności jakościowej znalazł nieco inne umiejscowienie w naszych dziejach, co także jest znamienne) w okresie od lata 2008 do lata 2009. Mowa tu o liczbie obywateli w przedziale 20-25 osób. W Elderlandzie nikt wtedy nie myślał o narzekaniu z powodu liczby mieszkańców, w Dreamlandzie zaś do niedawna często mawiało się o upadku. Oczywiście zmniejszenie się liczby obywateli KD jest naocznie widoczne, ja jednak odżegnuję się od myślenia katastroficznego. Nawet 10, 15 osób (byle faktycznie aktywnych) to baza dzięki której państwo może sprawnie funkcjonować. Elderland przez większość historii był właśnie ok. 15-osobowy, zaś większość naszych pierwszych partnerów, takich jak Tyrencja, Nowal i Surmenia niewiele się od nas pod tym względem różniło. Wzniesienie się ponad te liczby nie jest nawet konieczne, byleby tylko zagwarantować wymienialność pokoleń.

Mimo tego sądzę, że pewna dolna granica demograficzna dla mikronacji jednak istnieje. Z pewnością JE Walczak nie wymienił prawidłowych szacunków - o ile dobrze kojarzę, podawał liczbę ok. 15 osób. To fantastyka, której dziś zaprzecza większość polskich mikronacji. Ja osobiście dolnej granicy szukałbym tam, gdzie socjologowie mówią o najniższej umownej poprzeczce zaistnienia grupy społecznej - a to, jak pamiętam ze szkoły, 3 osoby.
Jednoosobowa nanonacja, choć nie przeczę, że bywa ciekawa, może wzbić się na wyżyny chyba tylko kolorowego happeningu, nigdy poważnego podmiotu prawa międzynarodowego.
Nie to jest jednak problemem - pewnie każdy "mikronaród" ma swoją mentalność. U nas spokojnie można odróżnić Austriaka od Węgra,
To interesujące. Czym się różnią? Sądziłem, że właściwie tylko Sarmacja zdołała wykształcić (czy może raczej umiejscowić) wewnątrz siebie i wokół siebie niepaństwowe, etniczne narody.
Krzysztof Bojar pisze:Oczywiście jestem w stanie się zgodzić, że obsesja liczby mieszkańców i łączenie państw tylko z powodu ich malej bazy ludnościowej bywa chybione
Owszem, bywa chybione. Diabeł, jak zawsze, tkwi w szczegółach. Niestety na przykładzie ojczystego Elderlandu mogę powiedzieć, że depopulacja od pewnego momentu, niebezpiecznie zbliżonego do wyżej przytoczonej granicy, zaczyna być niebezpieczna. Wówczas los państwa zależy od ściśle osobistych cech i sytuacji każdego z pozostałych na posterunku obywateli. Wystarczy, że jednemu przydarzy się realioza, innemu wypadek, a kolejny zachoruje - i państwo może położyć się w trumnie. Nagle, z dnia na dzień. Oczywiście do tego u nas nie doszło - podobne problemy zdołały nam zaszkodzić na okresy nie dłuższe, niż kilkumiesięczne. Gdyby było inaczej - nie raz deklarowałem, że nie poddam się nigdy, choćbym został sam jeden, samotność jednak póki co mi nie doskwiera i zupełnie nie grozi. Elderland, jeśli rozpatrywać go jako formę organizacji politycznej, którą z pewnością jest każda mikronacja, z powodzeniem przeszedł etap oczyszczenia i etap konsolidacji, dziś jest gotów do dalszego rozwoju. Ignis sanat.
Jacques de Brolle pisze:To, co mnie najbardziej interesuje, to odpowiedź na pytanie, dlaczego mikroświat zakrzepł w obecnym kształcie demograficznym. Od 2002 r. liczba mieszkańców pol. mikroświata pozostaje na zbliżonym poziomie (tj. 250-300 osób). Za państwa duże tradycyjnie uznajemy wspólnoty liczące 50-80 osób, średnie to te w granicach 15-45 obywateli, małe i bardzo małe - cała reszta. Te proporcje utrzymują się od lat; nie zdarzają się nawet chwilowe erupcje w postaci przekroczenia granicy 120-150 mieszkańców w jednym państwie.
Nie do końca zgodzę się z tezą o zakrzepnięciu w okolicach liczby 250 obywateli. Mamy dwie liczby - tę z 2002 roku i tę z 2012. Obliczenia wyglądają wiarygodnie i nie będę ich kwestionował. Natomiast wydaje mi się, że powszechne od co najmniej 2009 roku zdanie o kryzysie, czy nawet Wielkim Kryzysie, nie ma swojego źródła w złudzeniu optycznym, czy halucynacji. Widzę wyraźnie, jak skurczył się Dreamland, jak Scholandia, a jak Elderland; doświadczyła tego także Tyrencja, Nowal i wielu innych, wyliczać mógłbym niemal bez końca. Owszem, jako kontrargument możemy powiedzieć, że postały nowe w miarę liczne państwa, jednak wciąż nie wydaje mi się, aby zastąpiły one powstałą lukę choćby w połowie.

Mamy dane liczbowe z 2002 i 2012 r. Moim zdaniem ich zbieżność dowodzi jedynie, że wróciliśmy do stanu sprzed 10 lat. Między tymi okresami zaliczyliśmy wzlot i upadek (czy może raczej obniżenie lotów). Nie będę przytaczał swoich bardzo pobieżnych i niedokładnych obliczeń liczby mikronautów w okresu 2007-2009 jako dowodu, ale wyrażę przypuszczenie, że w porywach mogliśmy zbliżać się do liczby 400 osób. Ze względu na niedokładność danych podchodzę do ostrożnie, ale zdecydowanie stoję na stanowisku, że powszechnie obserwowana depopulacja nie może być zbiorową halucynacją.
᚛ᚄᚔᚋᚑᚅ ᚋᚐᚉ ᚋᚓᚂᚉᚑᚏ᚜
http://elderland.dreamland.net.pl/serwis/
Awatar użytkownika
McMelkor
Posty: 229
Rejestracja: 18 sie 2010, 23:19
NIM:
Kontakt:

Re: Mikropatrologia

Post autor: McMelkor »

W sprawie mikropatriologii (mikropatrologia to błędny termin, oparty na łac. patro- "ojciec" zamiast patrio- "ojczyzna"*) raz jeszcze, jako rzecze Wikipedia:
The term micropatrology is sometimes used to describe the study of both micronations and microstates by micronational hobbyists, some of whom refer to sovereign nation-states as "macronations".
Istniało nawet International Micropatrological Society w St. Louis, a także l'Institut Français de Micropatrologie we Francji. Raczej ani Instytut, ani Towarzystwo nie zajmowały się cybernacjami, zajmuje się zaś nimi Cesarz Klaudiusz z Reunionu (http://en.wikipedia.org/wiki/User:Claudre); mamy tu tę samą kontrowersję, jaka dotyczy dwóch gałęzi ruchu mikronacyjnego. "Realne" mikronacje i te internetowe od dawna wzajemnie się ekskomunikują.

* Às vezes grafada incorretamente como "micropatrologia" (o radical patro-, em latim, diz respeito a "pai", não a "pátria"), a palavra micropatriologia é composta pela justaposição do termo grego micro-, "pequeno", o latim patria-, "pátria", e o grego logos, "conhecimento". Micropatriologia - como a etimologia sugere - é o estudo sistemático dos pequenos países. (http://pt.micronations.wikia.com/wiki/M ... %C3%B3logo)

Jak możemy przeczytać,
Micropatriologia é o estudo do fenômeno micronacional, dos fatores políticos, culturais, históricos, sociológicos, jurídicos e filosóficos que possibilitam, caracterizam e movem a prática do micronacionalismo. O estudioso da micropatriologia recebe o nome de micropatriólogo.
A micropatriologia abre questionamentos e promove reflexões sobre o que é, como deve ser, de onde vem e para onde vai o micronacionalismo; é indagação filosófica que visa entender, interpretar e transformar o fenômeno micronacional. E é tão antiga quanto o próprio micronacionalismo, visto que, desde o princípio, os micronacionalistas puseram-se a pensar sobre a sua prática tão peculiar.
...mikropatrologia jest tym, co dreamlandzka teoria nowego świata, scholandzka filozofia nowego świata etc. z jednej i puryzm mikronacyjny z drugiej strony.

Sądzę, że "Nowe Średniowiecze" może od dziś określać się jako magazyn mikropatriologiczny. Ja sam przystąpię chyba do nauki języka portugalskiego. Wstępnie mogę ocenić, że mikroświat anglofoński, luzofoński i polskojęzyczny są najlepiej rozwinięte, także w sferze intelektualnej i naukowej.
᚛ᚄᚔᚋᚑᚅ ᚋᚐᚉ ᚋᚓᚂᚉᚑᚏ᚜
http://elderland.dreamland.net.pl/serwis/
Awatar użytkownika
Pavel Svoboda
król-senior
Posty: 1139
Rejestracja: 13 wrz 2010, 15:02
Numer GG: 1935862
NIM: 509280
Kontakt:

Re: Mikropatrologia

Post autor: Pavel Svoboda »

Dodam kilka groszy od siebie. Przepraszam, jeśli nie odniosę się do sedna debaty (jeśli takie jest :) ).

Nie wydaje mi się, żeby obsesja liczbami obywateli wynikała z "rankingowości", "wyścigu szczurów" czy "cenienia ilości nad jakość". Myślę, że wynika ona bezpośrednio ze wspomnianego kryzysu demograficznego i wewnętrznego poczucia w każdym z państw, że istnieje "optymalna" ilość mieszkańców, do której trzeba dążyć. Jak dowiódł powyżej JE McMelkor, dla każdego państwa ta ilość może być inna.

Powiedziałbym, że mikronacja jest jak skóra. Jeśli tyjemy, skóra rozciąga się i dopasowuje do naszego kształtu. Jednak, jeśli zaczynamy chudnąć, skóra się nie kurczy i zaczyna obwisać po bokach, co jest estetycznie niepiękne. Jeśli posegregować mikronacje według rozmiaru populacji, to należy stwierdzić, że mikronacje mają kłopoty z dostosowaniem się do przesunięcia do niższej kategorii. Po odchodzących ludziach pozostają puste stanowiska, puste prowincje i poczucie w zbiorowej świadomości, że złoty wiek mamy już za sobą. Dreamland cierpi na to najdłużej, bo nasza populacja zaczęła ostro spadać już w 2003 roku. Wiele osób wciąż ten czas pamięta i nie potrafi się otrząsnąć z poczucia, że obecne czasy są "gorsze".

W sensie najbardziej dosłownym, "kompleks leblandzki" miała tylko Leblandia. Mikronacje, przynajmniej te, które znam, nie dążą do tego, by być większymi od innych i zajmować wyższe miejsce w "rankingu". Owszem, większe mikronacje chętnie chwalą się faktem, że są większe, bo to pomaga w promocji. Polegamy na dobrowolnych zapisach nowych obywateli i każdy wykorzystuje te atuty, które ma. W Dreamlandzie pocieszamy się porównując się do innych mikronacji, by leczyć się z depresji wywołanej poczuciem kryzysu.

Jednak w gruncie rzeczy każde państwo dąży jedynie do osiągnięcia swojej własnej amplitudy, punktu w którym skóra jest rozciągnięta bardziej, niż w jakimkolwiek innym punkcie indywidualnej historii państwa (przynajmniej tej części historii, która pozostaje w żyjącej pamięci jej obywateli). Sądzę, że w państwach, które są właśnie w takim momencie własnej historii, nie ma powszechnej ambicji, by rosnąć dalej i wyprzedzać większe od siebie mikronacje. Innymi słowy rankingowość nie wynika z potrzeby posuwania się w górę, lecz z bardzo silnej obawy przed przesuwaniem się w dół - i to w dół w relacji do własnej amplitudy, a nie do innych państw.


Jeszcze dodam słowo odnośnie państw obcojęzycznych i tego, co nazywamy "szczytem rozwoju". JCKM Franciszek Józef ma rację, że pojęcie szczęścia jest relatywne także wśród mikronacji. Jest wiele modeli mikronacji i wiele perspektyw na to, co jest dla mikronacji ideałem. Jednym z aktywniejszych członków Ligi Państw Secesjonistycznych jest niejaka Patria (dokładnie Inner Realm of Patria), państwo o długoletniej tradycji, w którym znajdziemy multum partii politycznych, regularne wybory, własny język i ligę hokejową... i jedną osobę. Słowa "Inner Realm" odnoszą się do tego, że wszystko dzieje się w głowie jednego człowieka, Mike'a Brookera. Patria nie przewiduje miejsca dla innych mieszkańców. To zupełnie inny koncept od tego, który jest naturalny dla nas. Czy gorszy? Czy mniej wart? Czy stojący na niższym szczeblu rozwoju? Nie. Przypomnę jednak słynny cytat z Lema (nomen omen z Solaris, książki o planecie z jednym mieszkańcem): "Nie potrzeba nam innych światów. Potrzeba nam luster. Nie wiemy, co począć z innymi światami." To, że zgodzimy się, że model Patrii nie jest gorszy od naszego, nie zmienia faktu, że komunikacji między nami raczej nie będzie. To jak najbardziej naturalne i nie ma co z tym walczyć. Mikronacje o odmiennym od naszego modelu, są dla nas tym samym, czym społeczności internetowe niebędące mikronacjami, jak fora tematyczne. Dlatego też mikronacje sfery polskojęzycznej trzymają się jednego modelu, a wszelkie odstępstwa od tego modelu są stygmatyzowane (vide VRP). W związku z tym wszelka rozmowa o redefiniowaniu naszego pojmowania mikronacji musi być siłą rzeczy bardzo ograniczona.
(-) Pavel Svoboda, r.s.
Awatar użytkownika
rogdart
Posty: 25
Rejestracja: 17 kwie 2012, 21:26
Numer GG: 5739863
NIM: 218175
Kontakt:

Re: Mikropatrologia

Post autor: rogdart »

Z dużą sympatią odebrałem wypowiedź Jego Cesarskiej i Królewskiej Mości Franciszka Józefa II, który w swych poglądach prezentuje ciekawe, oparte na osobistych odczuciach i w wymowie bardzo humanistyczne stanowisko nie stroniąc od autoironii. Nadała ona bardzo osobisty ton tej ważnej wypowiedzi zawierającej spontaniczne, nieco może dla umysłów teoretycznie ścisłych nie uporządkowane ale jak to da się wyczuć szczere przekonanie o niemożności ujęcia naszych społeczeństw w swoisty pas cnoty i poprawności mikronacyjnej. Jego pytanie - czy nie jest to po prostu kwestia stylu rządzenia, rzuca nas od razu w sam środek nurtu rwącego i pełnego wirów - sprzecznych poglądów, przekonań także popartych realnymi (jeśli tak można się odnieść do działalności stricte wirtualnej) dokonaniami. Inaczej rzecz ujmując, czy w gruncie rzeczy nie sprowadza się to do prostego sporu, w jaki sposób rządzić? Niełatwo na to w sposob prosty odpowiedzieć. Wbrew gwałtownie wywrzaskiwanym agitacyjnym zawołaniom różnych heroldów europejskich (i nie tylko) totalistów, że np. "Jednostka - zerem, jednostka - bzdurą (... a) partia (czyli masy) - to barki milionów ludzi (domyślnie) wszystkim" czy innych, głoszacych podporządkowanie interesów indywidualnych interesom państwa, a więc negowanie roli jednostki w życiu spoleczeństwa - przywódcy tychże państw byli bezwzglednymi satrapami. Skupiali więc realnie całą władzę, co faktycznie zaprzeczało głoszonym tezom propagandowym. Takie sytuacje zdarzają się także w państwach wirtualnych.

Zacząłem trochę nieszczęśliwie od przykładów negatywnych ale właśnie one najbardziej jaskrawo pokazują, że rola wybitnych, wielkich jednostek (także: wybitnie złych, wielkich łotrów i masowych zbrodniarzy) może być w historii ogromna, tak negatywna, ogólnie - destrukcyjna, jak i przeciwnie - ukazująca nowe horyzonty rozwoju i szczęśliwego życia spoleczństw dając wiele przykładów wielkich ludzi, gigantów tworzących nowe perspektywy całym narodom. Zamykając ten wątek moich wynurzeń wyrażę chyba uzasadnione przekonanie, że zasadną odpowiedzią na pytanie zadane przez JCiKM będzie słowo TAK! To jest bardzo ważne! Niektórzy ludzie potrafią zorganizować społeczeństwo i natchnąć je wiarą w postawione cele i możliwość ich osiągnięcia niezależnie od tego czy cele te są moralnie (etycznie) złe czy dobre.

Wydaje się, ze wszelkie próby jednolitego skodyfikowania cech mikropaństwa są z góry skazane na niepowodzenie, ponieważ te społeczności, które uksztaltowaly się na zasadzie dobrowolności, niekoniecznie mogą (muszą) chcieć zaprowadzać u siebie porządki wyznaczane odgórnie przez narzuconą niejako z zewnątrz doktrynę. Pojawia się przy tej okazji pojęcie mainstreamu mającego jakoby wyróżnić cechy "prawdziwej" mikronacji. Koresponduje to z wypowiedzią JCiKM odnoszacą się do tego problemu mówiącą tylko tyle i aż tyle, że nie chodzi o to, by jakieś wirtualne państwo (w tekście JCiKM: Sarmacja) zrezygnowało z takiej idei. Chodzi o to, by mikroświat przestał sam sobie ją narzucać, bo mainstream skierowany na jedno państwo zawsze będzie dla tych innych szkodliwy - pisze JCiKM.

Jedynie wypowiedź Jego Ekscelencji Premiera Rządu Królewskiego zawiera bardzo rozsądnie wyważoną propozycję dookreślenia pojęcia mainstreamu, o którym wiele osób się wypowiada ale jak to zostało powiedzianie, nie każdy rozumie pod tym pojęciem to samo. Propozycja jest nie tylko samoograniczająca się ale także elastyczna, dopuszczająca wariantowość mainstreamowego wzorca podstawowych atrybutów mikronacyjnych. To ważne, bo sztywny schemat zabija kreatywność.

Czy posiadanie systemu gospodarczego powinno być zaliczone do pożądanych właściwości mieszczących się w modelu mainstreamowym? Trudno to jednoznacznie roztrzygnąć, gdyż moim zdaniem zależy to od stopnia zdominowania życia takiej społeczności przez ów system. Bo chociaż systemy gospodarcze występują tylko w części mikronacji polskich (i zagranicznych?) , to wydaje się, że są tylko dodatkiem do tych społeczności wprowadzającym element wirtualno-gospodarczy. Nie wydaje się, żeby istniał jakiś absolutny nakaz ewolucji społeczności mikronacyjnej w tym właśnie kierunku, tak jak nie ma podstaw przypuszczać, żeby np. hipotetyczne cywilizacje pozaziemskie osiągające wysoki poziom rozwoju kultury ogólnej musiały ewoluować do stanu techonologicznego typu maszynowo-nieorganicznego, czyli typu ziemskiego.

Z drugiej strony rosnące znaczenie systemu gospodarczego w danej mikronacji sprawia, że jego charakter nabiera stopniowo cech totalizmu finansowo-gospodarczego i staje się z czasem sztywnym gorsetem spajającym całą strukturę mikropaństwa. Jest to zasadzka, w którą same wpadają te właśnie państwa wirtualne dążące do nadania zasadom rozliczeń finansowym charakteru uniwersalistycznego. Wraz z rozwojem takiej koncepcji państwa wirtualnego następuje skostnienie życia społecznego obracającego się wokół pieniądza. Ponieważ w tym wypadku symulacja rzeczywistości może być bardziej technicznie zbliżona do rzeczywistości niż to jest potrzebne, bardziej totalna albo jak kto woli uniwersalna niż przedsięwzięcia natury kulturalno-artystycznej czy rozwoju demokratycznego i samorządności społecznej, osiągamy próg, po przekroczeniu którego można zadać sobie pytanie: właściwie to po co mi życie wirtualne, skoro prawie to samo, tylko naprawdę mam w rzeczywistości czyli w tzw. realu?

Na koniec mojej debiutanckiej wypowiedzi w tak istotnej dyskusji chciałbym postawić śmiałą, jak mi się zdaje tezę, że dążenie do możliwie największego stechnicyzowania (w sensie informatycznym) życia w mikronacjach jest równoznaczne ze śmiercią tychże. Opieram ją nie tylko na własnym przekonaniu ale także na znanych mi bardziej prywatnie poglądach Jego Ekscelencj Ministra Spraw Zagranicznych RK Simona McMelkora, który takie dążenie uważa za nie do pogodzenia z ich (tj. państw wirtualnych) istotą - za przemianę mikronacji w grę. Co więc w takiej sytuacji nam pozostaje? Pozostaje wybór między powrotem do reala bądź jakiś Third (ostatecznie Second) Life. Albo powrót do korzeni w oparciu o sformulowania zbliżone do tych przedstawionych przez JE Premiera RK, a dotyczące głównych cech mikronacji mainstreamowych.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Polityka”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości