Absolutna niemoc prawna Sądu Królestwa Dreamlandu
: 2 gru 2018, 18:36
Artykuł 1 Karty Konstytucyjnej, w ustępie 1, stanowi, że Królestwo Dremlandu jest państwem prawa. Ważne i zobowiązujące słowa. Tyle, że w Królestwie Dreamlandu te słowa to słowa-wydmuszka. A wszystko przez to, że na stanowisko sędziego powołana została osoba, ktora nie ma najmniejszych nawet kwalifikacji, żeby orzekać w jakichkolwiek sprawach, nawet tych najbardziej oczywistych. Intelektualną akrobacją sędzia, nota bene Prezes SK, wykazał się rozstrzygając skargę na zarządzenie drugiej tury wyborów.
W skardze słusznie podniósł, że kandydat w I turze uzyskał 100% głosów, a przez to ogłoszenie II tury wyborów było bezprawne.
I tu zaczęła się akrobacja wykładni prawa, sprzeczna z prawem, zdrowym rozsądkiem i doświadczeniem życiowym.
Artykuł 9, ust. 3., stanowi, że wybory wygrywa kandydat, który uzyska ZWYKŁĄ WIĘKSZOŚĆ GŁOSÓW. Kandydat uzyskał 100%. Wynika to z prostej przyczyny. Kandydat był jeden, a przy zwykłej większości nie uwzględnia się w ogóle głosów wstrzymujących się, pustych, nieważnych.
Sędzia zaczął rozwodzić się nad tym, czy głos pusty należy uznać za głos ważny czy za głos nieważny. Zdaje się, że brakło mu podstawowej wiedzy czym jest ZWYKŁA WIĘKSZOŚĆ głosów.
Oczywiście, można by pójść innym tokiem rozumowania, gdyby nie to że kilka artykułów dalej, konkrenie w 14., mowa jest o wyborze Premiera i konieczności uzyskania przez niego WIĘKSZOŚCI BEZWZGLĘDNEJ.
Sędzia, broniąc swoich absurdów, zwanych orzeczeniem, napisał:
"Wskazać jednakże należy, że przyjęcie poglądu, iż głos pusty jest w istocie głosem wstrzymującym prowadzi do sytuacji, gdy do wygrania wyborów wystarczyłoby uzyskanie jednego głosu (najprawdopodobniej własnego). Ilość głosów pustych oddanych w tej sytuacji byłaby całkowicie nieistotna. Z oczywistych przyczyn zatem odrzucić ten pogląd należy jako prowadzący do absurdu." co pokazuje, że nie ma absolutnie żadnej wiedzy w zakresie różnicy pomiędzy zwykłą a bezwzględną większością głosów. Zawsze, gdy mamy jednego kandydata, przy wymaganej zwykłej wiekszości głosów, wystarczy jeden głos. Chocby własny.
Czego w istocie dopuścił się sędzia? Otóż sędzia zakwestionował postanwienia Dekretu i arbitralnie, nie mając do tego ani upoważnienia ani kompetencji zmienił treść Dekretu i orzekł według treści, którą sam sobie ustalił.
Sędzi nie pasowało (było to dla niego absurdem), że Król zdecydował na mocy Dekretu, że wystarczy choćby jeden głos, wydał orzeczenie, uzurpując sobie prawo by zmienić art. 9. ust. 3 nadając mu treść: "3. Premierem zostaje kandydat, który uzyskał bezwzględną większość głosów."
Pomijam tutaj wywody na temat większości kwalifikowanej czy wymaganego kworum, bo chociaż sędzia i o to się otarł, to jednak nie zatonął po uszy.
W skardze słusznie podniósł, że kandydat w I turze uzyskał 100% głosów, a przez to ogłoszenie II tury wyborów było bezprawne.
I tu zaczęła się akrobacja wykładni prawa, sprzeczna z prawem, zdrowym rozsądkiem i doświadczeniem życiowym.
Artykuł 9, ust. 3., stanowi, że wybory wygrywa kandydat, który uzyska ZWYKŁĄ WIĘKSZOŚĆ GŁOSÓW. Kandydat uzyskał 100%. Wynika to z prostej przyczyny. Kandydat był jeden, a przy zwykłej większości nie uwzględnia się w ogóle głosów wstrzymujących się, pustych, nieważnych.
Sędzia zaczął rozwodzić się nad tym, czy głos pusty należy uznać za głos ważny czy za głos nieważny. Zdaje się, że brakło mu podstawowej wiedzy czym jest ZWYKŁA WIĘKSZOŚĆ głosów.
Oczywiście, można by pójść innym tokiem rozumowania, gdyby nie to że kilka artykułów dalej, konkrenie w 14., mowa jest o wyborze Premiera i konieczności uzyskania przez niego WIĘKSZOŚCI BEZWZGLĘDNEJ.
Sędzia, broniąc swoich absurdów, zwanych orzeczeniem, napisał:
"Wskazać jednakże należy, że przyjęcie poglądu, iż głos pusty jest w istocie głosem wstrzymującym prowadzi do sytuacji, gdy do wygrania wyborów wystarczyłoby uzyskanie jednego głosu (najprawdopodobniej własnego). Ilość głosów pustych oddanych w tej sytuacji byłaby całkowicie nieistotna. Z oczywistych przyczyn zatem odrzucić ten pogląd należy jako prowadzący do absurdu." co pokazuje, że nie ma absolutnie żadnej wiedzy w zakresie różnicy pomiędzy zwykłą a bezwzględną większością głosów. Zawsze, gdy mamy jednego kandydata, przy wymaganej zwykłej wiekszości głosów, wystarczy jeden głos. Chocby własny.
Czego w istocie dopuścił się sędzia? Otóż sędzia zakwestionował postanwienia Dekretu i arbitralnie, nie mając do tego ani upoważnienia ani kompetencji zmienił treść Dekretu i orzekł według treści, którą sam sobie ustalił.
Sędzi nie pasowało (było to dla niego absurdem), że Król zdecydował na mocy Dekretu, że wystarczy choćby jeden głos, wydał orzeczenie, uzurpując sobie prawo by zmienić art. 9. ust. 3 nadając mu treść: "3. Premierem zostaje kandydat, który uzyskał bezwzględną większość głosów."
Pomijam tutaj wywody na temat większości kwalifikowanej czy wymaganego kworum, bo chociaż sędzia i o to się otarł, to jednak nie zatonął po uszy.